Reuters informował wcześniej, że ojciec jednego z uczniów, który znajdował się na pokładzie promu "Sewol", miał odebrać od niego SMS-a z prośbą o szybką pomoc. Później zrozpaczony ojciec wyjaśnił, że nie widział tej wiadomości i dowiedział się o niej od kogoś innego. W zatopionych statkach czasami tworzą się komory powietrzne, w których można przeżyć przez pewien czas. Jak powiedział jednak z ratowników, "jest mała szansa, że uwięzieni w środku są wciąż żywi". Płetwonurkowie Straży Przybrzeżnej i marynarki wojennej Korei Południowej wznowili poszukiwania ofiar. Rodziny zaginionych narzekają na powolne tempo akcji. Przybyłych do portu Jindo ratowników zdesperowani ludzie przywitali okrzykami: "Na co czekacie? Pogoda jest dobra, dlaczego nie rozpoczynacie akcji?". Z 450 pasażerów, którzy znajdowali się na promie "Sewol", ok. 340 to uczniowie i nauczyciele ze szkoły średniej Danwon na przedmieściach Seulu, którzy płynęli na szkolną wycieczkę na położoną w Cieśninie Koreańskiej wyspę Czedżu. Dotychczas uratowano 179 osób a 281 uważanych jest za zaginione. Oficjalnie potwierdzono śmierć 6 osób. Prom wypłynął z portu Inczhon pod Seulem we wtorek. Statek wyruszył stamtąd z opóźnieniem, które spowodowane było gęstą mgłą. W niewyjaśnionych okolicznościach prom przewrócił się u południowo zachodnich brzegów Korei Południowej, ok. 3 km na południowy zachód od wyspy Gwanmae. Tonął dwie godziny. Akcję ratunkową podjęto natychmiast. Wody w tym rejonie obfitują w rafy i mielizny, ale władze południowokoreańskie nie potwierdziły - jak dotychczas - że statek uderzył o skałę. Nie wiadomo także dlaczego jednostka przechyliła się silnie o ok. 45 st. na spokojnym morzu.