PAP: 31 marca 1954 r. Nikita Chruszczow złożył wniosek akcesyjny ws. przyjęcia ZSRS do NATO. Czym kierował się sowiecki przywódca? Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: - To był już pomysł Stalina, do którego powracali jego następcy. Oczywiście Związek Sowiecki nigdy nie zamierzał w rzeczywistości przystępować do Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale chciał sprowokować odmowę albo ogromną zwłokę po to, żeby uzyskać propagandowe korzyści. W szczególności wykazać, że Zachód zamyka się przed resztą Europy - że to wina Zachodu, a nie Wschodu. Tę powracającą propozycję można uznać za propagandową prowokację. To nigdy nie było nic innego. Załóżmy jednak, że wniosek ZSRS nie został odrzucony, jak to w rzeczywistości miało miejsce 5 maja 1954 r. Jakie byłyby tego konsekwencje? - NATO nie mogło przyjąć tego wniosku, bo powstało po to, aby bronić Zachodu, zachodnich wartości. Są one opisane precyzyjnie i jasno w Traktacie Północnoatlantyckim. Wprowadzono w nim celowo pojęcie "indywidualnej wolności", którego kraje komunistyczne nie mogły akceptować. Było ono zbyt ostro sprzeczne z całą ideologią komunistyczną, dlatego skutecznie odgradzało Zachód od Wschodu. Gdyby Sojusz przyjął Związek Sowiecki i inne kraje komunistyczne to wystawiłby na pośmiewisko Traktat Północnoatlantycki i natychmiast straciłby całą wiarygodność. W latach zimnej wojny NATO stanowiło przeciwwagę do Układu Warszawskiego. Jak komunistyczna propaganda przedstawiała wówczas Sojusz? - Całe szczęście nie tylko dla państw zachodnich, ale dla całego świata, że taka przeciwwaga się pojawiła i była skuteczna. Związek Sowiecki i państwa komunistyczne, takie jak np. Kuba i Wietnam, straszyły NATO przypisując mu agresywne i ekspansjonistyczne zamiary. Dlatego władze Rosji wciąż straszą w dokładnie ten sposób dokładnie, tak jak straszył Stalin w Związku Sowieckim. To standardowa linia propagandy opartej o kłamstwo, która pozostaje w użyciu do dziś, m.in. w Moskwie i Hawanie. Reżim kubański straszy Sojuszem Północnoatlantyckim, podkreślając, że jego zamierzona ekspansja w Europie aż do granic Rosji stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa światowego. Jaki jest obecny stosunek Rosjan do NATO? Czy Sojusz jest odbierany jako struktura, która realnie może zagrozić Rosji? - Rosyjska opinia publiczna jest podzielona w tej sprawie. Zwłaszcza weterani II wojny światowej, byli członkowie aparatu władzy i funkcjonariusze służb specjalnych są w dużej większości przeciw NATO, w ogóle przeciw Zachodowi. Marzą o powrocie komunizmu i Związku Sowieckiego. Nie zawsze w identycznej formie, chcieliby to poprawić, unowocześnić, ale jednak co do podstawowych zasad - odtworzyć. Dla nich wciąż istnieje podział na Wschód i Zachód, w którym to podziale Wschód jest lepszy, a Zachód to imperium zła i źródło nieustającego zagrożenia. Takiej postawy nie ma u większości młodych Rosjan, w szczególności wychowanych po upadku Związku Sowieckiego. Również Rosjanie, którzy poznali Zachód, przedsiębiorcy, ludzie nauki i kultury nie mają takiego stosunku, nie wzdychają do czasów od Stalina do Breżniewa. A jak Ukraińcy oceniali i oceniają NATO? - Na Ukrainie stosunek do NATO zmieniał się w zależności od propagandy władzy. W czasach "Pomarańczowej Rewolucji" i rządów opcji prozachodnich większość obywateli Ukrainy miała pozytywny stosunek do NATO. Gdy nastała epoka Wiktora Janukowicza i prorosyjskiego obozu to intensywna propaganda spowodowała, że poparcie dla wejścia Ukrainy do NATO bardzo spadło. Teraz dokonuje się kolejny zwrot w kierunku postawy prozachodniej. Co jest w stanie zrobić w przypadku ew. agresji Rosji na Ukrainę? - NATO może - i w razie potrzeby to zrobi - dostarczyć Ukrainie nie tylko sprzętu czy broni i amunicji, ale także bezcennych informacji wywiadowczych. NATO ma największy na świecie potencjał w tej dziedzinie. Sojusz może dostarczyć także instruktażu, profesjonalnej wiedzy o tym jak walczyć nowocześnie i skutecznie. NATO zgromadziło wielki zasób doświadczeń, wyniesionych m.in. z Iraku i Afganistanu, rozwinęło ośrodki badań nad nowoczesną wojną. Ukraina mogłaby także otrzymać pomoc gospodarczą od państw członkowskich NATO i UE, a także organizacji międzynarodowych, w których Zachód ma duże wpływy. Czy jakakolwiek wojskowa interwencja NATO na Ukrainie jest możliwa? - Na pewno jest ona brana pod uwagę w tajnych planach, ale deklaracje niektórych państw członkowskich NATO wykluczają wysłanie jednostek bojowych z rozważanych opcji. To wykluczenie nie zostało jednak dokonane w całości, nie jest to wiążące dla całego Sojuszu. W strategii wojskowej jest tak, że im mniej przeciwnik wie o zamiarach drugiej strony - tym lepiej. Potrafi Pan sobie wyobrazić przyszłą obecność Rosji w NATO? - Nie, nie tej Rosji, która istnieje. Byłoby to możliwe tylko wtedy, gdyby Rosja przeszła głęboką przemianę cywilizacyjną, gdyby stała się państwem postimperialnym, tak jak dzisiejsze Francja i Wielka Brytania, które pogodziły się ze stratą swych imperiów i przekształciły się w nowoczesne państwa. Wtedy można byłoby rozważyć taki scenariusz, ale nic nie wskazuje na to, że zostanie on spełniony w ciągu najbliższych 25 lat. Rosja zmierza w dokładnie innym kierunku. Nie ma żadnych powodów, aby przewidywać, że ani w bliskiej ani dalekiej przyszłości Rosja przektszałci się tak, aby można by ją do Sojuszu przyjąć. Dziś głównym celem istnienia NATO stała się obrona Europy Zachodniej i Środkowej przed zagrożeniem rosyjskim, które jest kontyunacją zagrożenia sowieckiego z czasów zimnej wojny. Rozmawiał Waldemar Kowalski -------------------------------------------------------------------------------- Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas jest pracownikiem Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, ekspertem w dziedzinie stosunków międzynarodowych i bezpieczeństwa narodowego, absolwentem m.in. Uniwersytetu Georgetown i Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Waszyngtonie.