"Berliner Zeitung" donosi, że w 30 kilometrowej szerokości pasa przy granicy z Polską, działania policji zostały zintensyfikowane. Funkcjonariusze są wyposażeni w karabiny maszynowe i kamizelki kuloodporne. Władze przypuszczają, że w grę mogły wchodzić motywy islamistyczne, ale pewności w tej sprawie nie ma. Prokurator generalny Peter Frank podkreślił we wtorek w Berlinie, że wprawdzie sposób działania sprawcy i wybór celu mogą na takie motywy wskazywać, ale śledztwo trzeba nadal prowadzić we wszystkich kierunkach. Frank przyznał, że nie wiadomo jeszcze, czy sprawca działał sam, czy też należał do jakiejś grupy. Szef berlińskiej policji Klaus Kandt zwrócił uwagę, że do dokonania takiego zamachu "nie jest konieczna" większa liczba ludzi. Dodał, że od strony logistyki zamach "nie był zbyt wymagający". Kandt przyznał - odnotowuje dpa - że jest możliwe, iż sprawca jest wciąż na wolności i że przebywa "w rejonie Berlina". Dlatego też policja prowadzi "całodobową akcję specjalną" i będzie ją zapewne prowadzić aż do sylwestra. Także szef Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA) Holger Muench nie wykluczył, że uzbrojony sprawca jest wciąż na wolności. Według szefa berlińskiej policji zagrożenie terrorystyczne w Niemczech nie jest jednak teraz większe niż przed zamachem w Berlinie - pisze dpa. Kandt dał wyraz przekonaniu, że nadal można żyć normalnie. 24 osoby ranne w zamachu opuściły szpitale 24 osoby poszkodowane w zamachu, do którego doszło w poniedziałek na świątecznym jarmarku w Berlinie, opuściły już szpitale - poinformowało we wtorek ministerstwo zdrowia w Berlinie. 25 rannych pozostaje nadal pod opieką lekarzy. 14 z nich odniosło ciężkie obrażenia. Po zamachu na uczestników jarmarku na Breitscheidplatz niedaleko dworca ZOO w dzielnicy Charlottenburg hospitalizowano łącznie 49 osób. 11 osób zginęło pod kołami rozpędzonej ciężarówki. 12. ofiarą śmiertelną jest Polak, którego ciało znaleziono w szoferce TIR-a. Według policji zginął on od kuli z broni małokalibrowej.