Przez kilka tygodni strona turecka blokowała tę wizytę, co było reakcją na rezolucję Bundestagu z czerwca br., w której rzeź Ormian w czasie pierwszej wojny światowej uznano za ludobójstwo. Według historyków w latach 1915-1917 w dokonanych przez siły tureckie rzeziach i deportacjach życie straciło około 1,5 mln ormiańskich mieszkańców ówczesnego imperium osmańskiego. Będąca jego prawnym następcą Turcja sprzeciwia się stosowaniu terminu ludobójstwo w odniesieniu do tamtych wydarzeń. Jak podkreśla DPA impas przełamała kanclerz Angela Merkel, która oświadczyła, że dla niemieckiego rządu ta rezolucja nie jest prawnie wiążąca. Decyzję Ankary z zadowoleniem powitał minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Podkreślił, że w przypadku armii odpowiadającej przed parlamentem musi istnieć możliwość odwiedzania żołnierzy przez deputowanych. Oświadczył, że obecna decyzja rządu tureckiego oznacza, iż "posunęliśmy się nieco naprzód". Rząd Niemiec stara się unikać zadrażnień z władzami w Ankarze, obawiając się negatywnego wpływu na umowę Unia Europejska-Turcja, która zdaniem Berlina jest kluczem do rozwiązania kryzysu migracyjnego w UE. W bazie Incirlik jest obecnie ok. 250 niemieckich żołnierzy. Stacjonują tam niemieckie samoloty zwiadowcze i samoloty cysterny biorące udział w operacji przeciwko Państwu Islamskiemu (IS). Minister obrony Niemiec Ursula von der Leyen zapowiedziała we wtorek, że Bundeswehra zainwestuje ponad 50 milionów euro w bazę wojskową Incirlik. Gdy Ankara sprzeciwiła się wizycie parlamentarzystów, politycy różnych partii w Niemczech zażądali wycofania niemieckich żołnierzy z Turcji. Resort obrony Niemiec rozważał nawet przeniesienie tych wojskowych do baz w Jemenie lub na Cyprze.