Wyrok w tej sprawie wydał sąd w Lhasie, stolicy Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. Chińska telewizja państwowa relacjonowała, że proces był jawny i na rozprawę przyszło około 200 osób, w tym buddyjscy mnisi, pracownicy służby zdrowia i "przedstawiciele innych zawodów". Chińskie władze oskarżyły uczestników zamieszek o spowodowanie śmierci co najmniej 18 "niewinnych cywilów" i policjanta w czasie marcowych antychińskich protestów w Lhasie. To pierwsze wyroki w tej sprawie przeciw tybetańskim demonstrantom. Protesty z 10 marca w ciągu kilku dni przerodziły się w największe od 20 lat antychińskie demonstracje, obejmujące także zamieszkane przez Tybetańczyków obszary poza Tybetańskim Regionem Autonomicznym, ale w historycznych granicach Tybetu. Według władz tybetańskich na wygnaniu podczas dławienia protestów przez chińskie siły porządkowe zginęło ponad 150 osób. Chiny winą za zamieszki obarczają "klikę" dalajlamy. Sam żyjący na uchodźstwie duchowy i polityczny przywódca Tybetańczyków Dalajlama XIV potępił przemoc, do jakiej doszło podczas protestów. Zarzucił jednak władzom chińskim dopuszczanie się "kulturowego ludobójstwa" w Tybecie.