Podczas sesji plenarnej komisji obrony narodowej parlamentu Kwak Dzong Kun oznajmił, że prezydent zadzwonił bezpośrednio do niego, mówiąc: "Myślę, że nie ma jeszcze kworum do przeprowadzenia głosowania, więc szybko wyważ drzwi i wyprowadź ludzi ze środka". Kwak odmówił wykonania rozkazu. Jun Suk Jeol ogłosił 3 grudnia wieczorem czasu lokalnego wprowadzenie stanu wojennego. Po trzech godzinach od dekretu opozycji udało się zwołać sesję parlamentu, na której zgromadziło się - mimo blokad ze strony policji i wojska - 190 z 300 deputowanych. Posłowie jednomyślnie przyjęli uchwałę wzywającą do zniesienia stanu wojennego. Po głosowaniu żołnierze zaczęli opuszczać parlament, a 4 grudnia przed świtem prezydent formalnie wycofał dekret. Korea Południowa: Zamieszanie wokół stanu wojennego W ubiegłym tygodniu kancelaria Juna oświadczyła, że - wbrew pojawiającym się w przestrzeni publicznej zarzutom - prezydent nie nakazał aresztowania lub zatrzymania deputowanych. W poniedziałek pułkownik Kim Hjun Te, dowódca 707. Batalionu Misji Specjalnych, który wszedł do parlamentu po ogłoszeniu stanu wojennego, oświadczył, że dostał rozkaz blokowania deputowanych. Jak jednak podkreślił, otrzymał go od byłego ministra obrony Kima Hong Hjuna. Były szef resortu obrony został zatrzymany w niedzielę pod zarzutem zdrady stanu w ramach śledztwa w sprawie stanu wojennego. We wtorek Kim Hong Hjun miał stawić się przed sądem w sprawie rozpatrzenia wniosku dotyczącego tymczasowego aresztowania. W oświadczeniu, odczytanym w jego imieniu, były minister przeprosił za spowodowanie "ogromnego niepokoju i niedogodności dla obywateli". "Cała odpowiedzialność za tę sytuację spoczywa wyłącznie na mnie. Moi podwładni po prostu wiernie wykonywali moje rozkazy (...). Proszę o wyrozumiałość dla nich" - zaapelował. Również we wtorek deputowani Zgromadzenia Narodowego przyjęli ustawę o powołaniu urzędu specjalnego stałego radcy, który ma zająć się zbadaniem zarzutów dotyczących m.in. zamachu stanu, stawianych Junowi. Dochodzenie obejmie także kilkoro urzędników, w tym byłego ministra obrony i szefa sztabu armii, generała Parka An Su, którzy - podobnie jak Jun - mają obecnie zakaz opuszczania kraju. Specjalna jednostka dochodzeniowa narodowego biura śledczego poinformowała we wtorek o objęciu takim zakazem komisarza generalnego Koreańskiej Narodowej Agencji Policji, szefa Seulskiej Metropolitalnej Agencji Policji i szefa Gwardii Policyjnej Zgromadzenia Narodowego. Opozycja i protestujący: Prezydent musi odejść Partia Demokratyczna, z której wywodzi się Jun, poinformowała tego dnia, że przeprowadzono wewnętrzne konsultacje dotyczące "uporządkowanego" odejścia głowy państwa. Rozważne jest jego ustąpienie w lutym i rozpisanie wcześniejszych wyborów w kwietniu lub w maju. Opozycja domaga się jego natychmiastowego odsunięcia od władzy. Jun 7 grudnia uniknął impeachmentu z powodu braku kworum. Kolejny wniosek może trafić pod głosowanie 14 grudnia. Minister kultury Ju In Czon, który pełni również funkcję rzecznika rządu, zwrócił się do opozycji o zaniechanie następnych prób impeachmentu i odwoływania urzędników, aby zapobiec "próżni rządowej". W wielu miejscach Korei Południowej od niemal tygodnia tysiące osób gromadzą się na czuwaniach przy świecach. Manifestanci domagają się natychmiastowego odejścia Juna.