Sartana to 10-tysięczne miasteczko na wschód od Mariupola. Miejscowa komisja wyborcza to jeden z najdalej wysuniętych lokali wyborczych w kierunku terytoriów kontrolowanych przez separatystów. Tutaj na budynku domu kultury jest jeszcze ukraińska flaga. Do godziny 14 zagłosowało niewiele, bo 300 osób - mówi szef komisji Jurij Szewczuk. Jeszcze kilka dni temu w ogóle otwarcie lokali stało pod znakiem zapytania, ponieważ okolice były ostrzeliwane przez ciężką artylerię. Najprawdopodobniej przez separatystów. - Już nie wiadomo, kto tu strzela - mówi Irina, mieszkanka Sartany, a jednocześnie - obserwator z ramienia jednego z kandydatów. Jak dodaje, również wczoraj słychać było wybuchy. W odległości kilometra od lokalu wyborczego znajduje się most na rzece Kalmius, dalej ziemia niczyja, a jeszcze dalej pozycje separatystów. Obok mostu ukraińscy wojskowi - ochotnicy z zachodu Ukrainy - kopią okopy. - Jedźcie sobie stąd, nie chcemy was! - krzyczą do żołnierzy mieszkańcy Sartany. Jak tłumaczą, jeśli Ukraińcy będą tu stacjonować, to separatyści na pewno znowu będą ostrzeliwać to miejsce. - Znowu będą grady. Mój dom jest 150 metrów stąd. Czujemy się jak zakładnicy - mówi jedna z mieszkanek Sartany.