Tusk został zapytany, czy nie żałuje decyzji o rezygnacji ze startu w zbliżających się wyborach prezydenckich. Były premier odpowiedział, że analizował proces, jaki miał miejsce w mediach publicznych oraz społecznościowych. "W Polsce władza, rząd PiS i PiS jako partia, zorganizowały na wielką skalę, niespotykaną w Europie, niszczenia mojego wizerunku na wszystkie możliwe sposoby" - stwierdził. Zaznaczył, że nie chodzi tu o krytykę jego rządów, bo do tego partia wygrywająca wybory jest uprawniona. "Ale przez ostatnie przede wszystkim trzy lata, kiedy ponownie wybrano mnie na szefa Pady Europejskiej, to było takie bardzo systematyczne niszczenie wizerunku nie tylko mnie jako polityka, ale też człowieka" - oświadczył. Jak dodał, ktoś wyliczył, że w mediach publicznych przez blisko półtorej godziny każdego dnia "emitowano pełne nienawiści i pogardy materiały wyłącznie na jego temat". "Półtorej godziny każdego dnia przez trzy lata, i to przyniosło efekty" - mówił Tusk. Szef RE stwierdził, że dziś nie ma żadnej wątpliwości co to tego, że mobilizacja ludzi, którzy byli podatni na tę propagandę uniemożliwiłaby mu wygraną w drugiej turze wyborów prezydenckich. Drugi powód rezygnacji Donald Tusk wyjaśniał, że drugim powodem rezygnacji ze startu było to, że nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby się okazało, że ktoś kto ma większe, realne szanse, "albo chociaż teraz odwrócić ten trend, żeby nie kandydował, bo ja się uparłem". "Uważam, że to bardzo ważne, żeby PiS przestał rządzić w Polsce" - mówił. "Bez satysfakcji, to nie był miły dla mnie moment, ale na zimno i z pełnym przekonaniem, że robię dobrze i odpowiedzialnie tę decyzję podjąłem. Nie zmienia to faktu, że w dowolnej roli, albo bez żadnej roli, ale mogę i będę robił wszystko, żeby Polsce i Polakom pomógł, tak jak ja potrafię i tak jak ja uważam za sensowne" - dodał Tusk. Były premier pytany, czy kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta - Małgorzata Kidawa-Błońska bądź Jacek Jaśkowiak - są w stanie wypaść lepiej od niego w drugiej turze wyborów, odpowiedział, że "jest to możliwe". "Prezydent Andrzej Duda ma bardzo twarde poparcie ok. 40 proc. Polaków. W odniesieniu do kandydata drugiej strony, to jest, jak sądzę, ok. 30 proc. (...) Widać, w związku z tym, że ktoś, kto nie budzi jakichś twardych, negatywnych emocji ma szansę. Mówię tutaj o szansach teoretycznych, żeby je wykorzystać musi też podjąć walkę, musi przekonać tych ludzi i tu jest znak zapytania, kto byłby lepszy. Trzeba dokładnie wiedzieć do kogo chce się trafić, do jakiej grupy ludzi" - mówił Tusk. "To bardzo mnie niepokoi" Były premier w stwierdził też w trakcie rozmowy, że "w Polsce warto zmienić pewien sposób debaty politycznej". "Nie jestem naiwny, nie chodzi mi o to, że jestem w stanie coś zrobić, by było mniej agresji czy takiej konfrontacji w polskiej polityce. Będą się kłócić, tak jak się generalnie kłócą na całym świecie politycy i partie polityczne i ludzie (...), natomiast treść takiego sporu, istota takiej kłótni, to jest coś, co jeśli chodzi o Polskę, bardzo mnie niepokoi" - mówił. "Poziom debaty politycznej w Polsce odbiega trochę od tego, co widzimy w najważniejszych miejscach na świecie (...). Bywa trochę powierzchowna i bywa też skupiona czasami na bardzo peryferyjnych, czy trochę prowincjonalnych kwestiach, a zupełnie niepotrzebnie, bo ciągle na Polskę patrzy się jako na jeden z punktów orientacyjnych w Europie" - dodał Tusk. Jak stwierdził, zależy mu na tym, żebyśmy wszyscy w Polsce "zaczęli się spierać o trochę poważniejsze sprawy, niż często to bywa dzisiaj w tych debatach". "Robiłem wszystko, żeby Polska nie oddaliła się za bardzo od Europy" Tusk był też pytany o zarzuty niektórych polityków, że w ciągu swojej pracy jako szef RE nie zrobił nic dla Polski. Jak odparł, można się spierać, kto więcej zrobił dla naszego kraju w ciągu tych pięciu lat. "Ja uważam, że to co zrobił PiS dla Polski to są rzeczy negatywne i dla Polski w niektórych sferach wręcz rujnujące" - mówił. Jak zaznaczył, wszystko, co udało się zrobić w Brukseli w czasie jego kadencji, służy też Polsce. "Nie akceptuję tego poglądu, który często pojawia się, szczególnie w mediach publicznych, że można dobrze służyć albo interesom Polski, albo interesom Europy. To jest w dłuższej perspektywie dla Polski zabójcze. To jest jeden z największych grzechów, politycznych przestępstw jakich dopuszcza się PiS, to znaczy stawianie w kontrze Polski i jej interesów i Europy i jej interesów. Tak robili niektórzy Brytyjczycy i doprowadziło to do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej" - oświadczył Tusk. Wyraził też przekonanie, że wspólnej interesy polsko-europejskie, to nie tylko oczywistość, ale od nich zależy przyszłość naszego kraju. "Ja przez pięć lat każdego dnia, przez 20 godzin na dobę robiłem wszystko, żeby Polska nie oddaliła się za bardzo od Europy" - wskazał. Spór o reformę wymiaru sprawiedliwości Tusk był też pytany o kwestię sporu o reformę wymiaru sprawiedliwości pomiędzy Polską a Brukselą. Zdaniem szefa RE argumentacja PiS, że lepiej prać brudy we własnym domu, jest "klasycznym językiem, jakiego używają 'przemocowcy' w domach". "Można bić, można pić, można katować rodzinę, ale cicho, tych rzeczy nie wynosi się na zewnątrz. To przynosi fatalne skutki nie tylko w życiu prywatnym rodzin, ale to przynosi fatalne skutki także w życiu politycznym. Nie można milczeć i w Europie nikt nie będzie milczał, jeśli władza łamie zasadnicze prawa obywateli czy kwestie praworządności. To jest istota Unii Europejskiej i że wszyscy nawzajem w Europie pilnujemy możliwie najwyższych standardów" - powiedział. Jak dodał, "problemem jest nie to, że KE zajęła się sprawą praworządności w Polsce". "Problemem jest to, że taka sprawa się pojawiła w Polsce" - wskazał. Pozycja Polski w UE Tusk, pytany o obecną pozycję Polski w UE, stwierdził, że "Polska się liczyła, liczy i liczyć będzie, niezależnie od tego, kto będzie rządził". "To, że każdy w Europie będzie się liczył z każdym polskim rządem, to jest oczywiste. To nie wynika z tego, czy ten rząd jest dobry czy zły. Polska jest wielkim krajem (...) jest z natury rzeczy liderem regionu" - mówił. Tusk dodał, że problemem nie jest to, czy Polska zniknęła z politycznej mapy Europy, bo rządzi prezes PiS Jarosław Kaczyński. "To nie ten problem. Problemem jest czy Polska ma realny wpływ na to, w jaką stronę Europa idzie, czy ktoś się liczy z polskimi pomysłami, projektami, czy one w ogóle takie polskie pomysły i projekty powstają" - zaznaczył. "Jeśli pan premier Mateusz Morawiecki ma dobre samopoczucie, jeśli chodzi o własną i Polski pozycję w UE, to znaczy, że nie wie, na jakim świecie żyje. To, co się stało w ciągu ostatnich kilku lat z pozycją Polski w Europie, to jest może jeszcze nie katastrofa, ale to jest taka kompletna pasywność. Nie ma żadnej polskiej inicjatywy - choćby jak partnerstwo wschodnie, unia energetyczna - pewne idee, pomysły a później praktyczne działania, które by pomagały Polsce i zmieniały UE" - stwierdził Tusk. "Nie mam kompleksów wobec Niemców" Tusk pytany, w jakich punktach sprzeciwiał się Angeli Merkel, poza kwestią uchodźców i migracji, odpowiedział, że "nie było w Brukseli drugiej takiej osoby", jak on, która tak często sprzeciwiałaby się Niemcom. "W narracji PiS od 2005 r. Tusk jest Volksdeutschem i jest niemieckim najemnikiem, więc nic dziwnego, że każdy bez wyjątku, czy to ma jakiekolwiek uzasadnienie, czy nie, będzie się mnie przedstawiało jako człowieka, który dobrze współpracuje z Niemcami" - powiedział. "Ja nie mam żadnych kompleksów wobec Niemców, może dlatego, że od tylu lat słyszę w ustach prezesa Kaczyńskiego i jego kolegów, że jestem Niemcem, może to spowodowało, że ja nie mam żadnych kompleksów wobec naszego większego sąsiada i jak wiem, że nie mają racji albo mam inne zdanie, to mówię o tym bardzo wyraźnie" - dodał były premier. Tusk ocenił, że kanclerz Niemiec Angela Merkel podejmowała dobre inicjatywy, ale "jak każdy polityk robiła też błędy". "Generalnie oceniam ją bardzo pozytywnie, chociaż spieraliśmy się często bardzo ostro, a tych w Polsce, którzy uważają, że z antyniemieckich, antyukraińskich, antylitewskich nastrojów zbudują silną Polskę, to mogę tylko jedną rzecz powiedzieć, to lepiej, żeby zniknęli z polskiej polityki" - stwierdził ustępujący szef RE.