Za nami burzliwy szczyt Unii Europejskiej, który zakończył się wyłonieniem nowych władz Komisji Europejskiej. Grupie Wyszehradzkiej zależało przede wszystkim na zablokowaniu kandydatury Fransa Timmermansa. Nikt z naszego regionu nie znalazł się jednak we władzach Komisji. Ze strony Grupy Wyszehradzkiej i także ze strony Polski nie było żadnych kandydatur na te czołowe pozycje. Może to kogoś zdziwić, ale z drugiej strony to bardzo ułatwiło wszystkim procedowanie, bo kandydatów było bardzo wielu, a łatwiej się pracuje, kiedy ta pula jest trochę mniejsza - komentował Donald Tusk i dodał: Spotykałem się z całą czwórką Wyszehradzką kilka razy, byłem w stałym kontakcie właściwie z każdym z członków Grupy Wyszehradzkiej i uważam, że ich podejście było - szczególnie w finale - konstruktywne. Ja nie miałem poczucia, że są w grupie tych, którzy chcą coś zepsuć, czy coś utrupić. Muszę powiedzieć, że zachowanie wszystkich właściwie przy tym stole było bardziej konstruktywne niż kiedykolwiek wcześniej przy takich sytuacjach. Szef Rady Europejskiej przyznał też, że wybór władz Parlamentu Europejskiego może być równie trudny. Parlament, z natury rzeczy, nie jest zdyscyplinowaną, jednorodną instytucja, parlament jest od tego, żeby ludzie się spierali, mają różne poglądy. Na pewno to będzie bardzo wymagający proces, będzie wymagał cierpliwości, tłumaczenia, przekonywania i jak to zawsze bywa - przynajmniej w wolnych, prawdziwych parlamentach - ostateczna decyzja nie jest wiadoma. Pewne jest, że czeka nas ciężka praca - zaznaczył. Katarzyna Szymańska-Borginon: Ulżyło panu, gdy kandydatura Fransa Timmermansa przepadła? Donald Tusk, szef Rady Europejskiej: - Ja nie byłem stroną w negocjacjach, tylko organizatorem i prowadzącym te negocjacje, więc nie ujawniałem swoich osobistych opinii i bardzo mi zależało na tym, żeby ten proces był możliwie konsensualny. Żeby możliwie wszyscy odnaleźli satysfakcję z tego wyboru. Pan Frans Timmermans - mam taką nadzieję - zostanie prawdopodobnie wiceprzewodniczącym Komisji, dlatego komentarze - również u nas w Polsce - że pan Timmermans został pokonany czy wyeliminowany są delikatnie mówiąc przesadzone. Natomiast też chciałbym bardzo mocno podkreślić, że ten potencjalny skład władz Komisji raczej na pewno wzmocni Komisję w jej staraniach o przestrzeganie prawa i reguły rządów prawa we wszystkich krajach UE, także w Polsce. Jeśli ktoś miał nadzieję, że wybór inny niż Fransa Timmermansa na szefa Komisji osłabi wolę czy determinację UE aby wszędzie przestrzegano prawa i żeby rządy prawa były regułą obowiązującą w całej Europie, no to jest w błędzie, bo moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie. Nasze decyzje są także decyzjami na rzecz rządów prawa w Europie i w każdym kraju członkowskim w Europie. Jest to dobra Komisja dla Polski? - Polska delegacja była chyba zadowolona generalnie z biegu wydarzeń, na pewno z tego finału. Była częścią tego konsensusu, bo praktycznie mamy konsensus. To że Niemcy w sprawie Komisji się wstrzymały wiadomo, jest to wynik pewnych sporów wewnątrz koalicji niemieckiej w Berlinie, ale tak naprawdę wszyscy bez wyjątku, także Polska, zaakceptowali ten skład nowych władz. On nie jest ostateczny, bo wymaga akceptacji w Parlamencie, ale widziałem na twarzach wszystkich bez wyjątku jeśli nie satysfakcję, to przynajmniej ulgę, że mamy ten proces za sobą. A co było dla pana najtrudniejsze, bo był pan krytykowany za organizację tego szczytu? - Jeśli ludzie muszą pracować dzień i noc to są niezadowoleni, bo każdy w jakimś momencie chciałby pójść spać, więc oczywiście odczuwałem tę presję, ale z drugiej strony wszyscy oczekiwali, że uda mi się zakończyć tę procedurę przed pierwszą sesją PE i tak jak wczoraj, szczególnie nad ranem, ta irytacja wisiała w powietrzu, to teraz muszę powiedzieć, że nie odbierałem tylu gratulacji tutaj w Brukseli, jak po zakończeniu tej procedury. Prawda jest taka, że można się było spodziewać wielotygodniowego, a może i wielomiesięcznego uzgadniania, tak jak to było pięć lat temu, kiedy mnie wybierano po raz pierwszy na szefa Rady Europejskiej, to ten proces trwał bardzo długo. Tym razem trwał nie trzy miesiące, a trzy dni. Nie oczekuję komplementów, ale jestem bardzo zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć. Czy pakiet z Osaki (porozumienie zawarte podczas szczytu G20, że szefem KE będzie Frans Timmermans) był niedogadany? Co się stało, że to wszystko się rozsypało? - Nie było żadnego pakietu z Osaki. Niektórzy przywódcy sądzili, że uda się ustalić jakieś wstępne ramy, ale ja od początku uprzedzałem, jeszcze przed wyjazdem na ten szczyt w Japonii, że każdy, kto będzie próbował coś uzgodnić nie w Brukseli, ale gdzieś w Japonii czy w innej stolicy, szybko się zorientuje, że to jest nie do zaakceptowania dla innych. Moje przewidywania sprawdziły się w 100 procentach. Tu nie było zgody na jakiekolwiek ustalenia czy porozumienia nieformalne poza Radą Europejską. To, co miało miejsce w Osace, to była próba przybliżenia się do jakiegoś wspólnego języka między dwoma-trzema ważnymi graczami, ale nie miało to charakteru ustalenia. Ja zresztą uprzedzałem koleżanki i kolegów tam w Osace, że ja jako szef Rady nie zaakceptuje żadnych ustaleń, które zapadają poza tym miejscem (Brukselą - przyp. RMF). Tak się stało, też nikt nie miał oczekiwań, że to będzie pakiet, który da się uzgodnić przed posiedzeniem Rady Europejskiej. Region Europy Środkowej jest słabo reprezentowany we władzach UE. - Oczywiście nie mogę się wypowiadać za Parlament Europejski, ale intencja polityczna liderów jest jasna. Szefem parlamentu powinien być ktoś z Europy środkowo-wschodniej. No i to byłoby jednak duże osiągnięcie. I mam taką nadzieję i mam prawo tak przypuszczać, że jednym z wiceszefów Komisji będzie także ktoś z Europy Środkowo-Wschodniej. Dla mnie tutaj najważniejszą kwestią było, na ile cały pakiet jest akceptowalny przez moich partnerów z Europy Środkowo-Wschodniej. On został zaakceptowany bez właściwie żadnych wątpliwości. I dlatego tutaj mam absolutnie czyste sumienie. No ja jestem tutaj jeszcze. Nie zapominajcie... Katarzyna Szymańska-Borginon