W Georgii, w której można zdobyć 16 głosów elektorskich, liczenie kart wyborczych nadal trwa. Sztab Trumpa zarzuca komisji wyborczej w hrabstwie Chatham w Georgii nieprawidłowości w wydawaniu kart wyborczych. Sprawa ma zostać skierowana do sądu. Wcześniej sztab urzędującego prezydenta wezwał do tymczasowego wstrzymania liczenia głosów w Pensylwanii i Michigan, dopóki nie uzyska "znaczącego" dostępu do miejsc, gdzie je liczono, i dopóki nie będzie zyska wglądu w karty do głosowania, które już zostały otwarte i policzone. Według "New York Times" kandydat Demokratów Joe Biden może liczyć na 253 pewne głosy elektorskie, Republikanin Donald Trump ma ich aktualnie 214. W sześciu stanach, według gazety, pojedynek o Biały Dom nie został jeszcze rozstrzygnięty. Te stany to Alaska, Arizona, Nevada, Pensylwania, Georgia i Karolina Północna. Trump nie wystąpił publicznie Tymczasem Trump dzień po wyborach prezydenckich nie wystąpił publicznie. W nocy z wtorku na środę prezydent mówił w Białym Domu o oszustwie wyborczym i zapowiadał, że zwróci się do Sądu Najwyższego. Powiedział także, że "głosowanie powinno się zakończyć". Komentatorzy interpretowali te słowa jako wezwanie do wstrzymania liczenia głosów, do czego prezydent nie ma władzy. Pod Białym Domem w środę wieczór zgromadziło się kilkaset osób. Przeciwnicy prezydenta protestowali z potępiającymi Trumpa transparentami, niektórzy tańczyli do muzyki puszczanej z przenośnych głośników. Nie zanotowano incydentów. Sympatycy prezydenta otrzymali natomiast w środę na swoje telefony komórkowe SMS-y od sztabu wzywające do wsparcia finansowego, w których oskarża się demokratów o próbę "skradzenia wyborów". "Nie możemy pozwolić lewicowcom podważać wyborów. Prezydent potrzebuje swoich najzagorzalszych i najbardziej lojalnych obrońców, by powstali i odpowiedzieli na atak" - czytamy na stronie internetowej kampanii republikanina.