"My również zaczęliśmy rozmawiać z Koreą Północną bezpośrednio" - zaznaczył Trump. Dodał też, że "wszystko to skłania do wiary w dobrą wolę Pjongjangu; dzięki temu dzieją się pozytywne rzeczy na poziomie dyplomacji". "Zobaczymy, co to da, bo w ostatecznym rachunku nie chodzi o to, że myślimy o tym, aby się spotkać czy też, że się spotykamy, ale liczą się efekty takiego spotkania" - zaznaczył Trump. Agencja Reutera zwraca uwagę w komentarzu, że prezydent Trump "dopuścił też możliwość, że do spotkania na szczycie między nim a Kimem nie dojdzie, jeśli sprawy przybiorą zły obrót". W takim wypadku, jak zaznaczył Trump, Stany Zjednoczone i Japonia powrócą do praktyki wywierania presji na Pjongjang poprzez sankcje. "Obecnie Japonia i my mamy trochę związane ręce" - dodał. Z jego wypowiedzi - podkreśla Reuters - nie wynika, kto z wysoko postawionych oficjeli amerykańskich jest zaangażowany w kontakty ze stroną północnokoreańską. Amerykański prezydent wypowiedział się na temat perspektyw zaplanowanego na przełom maja i czerwca swych rozmów z Kim Dzon Unem podczas krótkiego spotkania z dziennikarzami po przybyciu do rezydencji w Mar-a-Largo na Florydzie premiera Japonii Shinzo Abego. Japoński premier składa dwudniową wizytę w USA. "Żadna z rozważanych obecnie pięciu lokalizacji szczytu nie znajduje się na terytorium Stanów Zjednoczonych" - powiedział Trump. Premier Abe potwierdził natomiast ze swej strony, że Trump obiecał poruszyć sprawę porywanych w latach 1977-1983 przez służby specjalne KRLD obywateli Japonii. Oficjalne Tokio mówi o 17 zaginionych Japończykach (ośmiu mężczyznach i dziewięciu kobietach), ale niektóre źródła utrzymują, że liczba porwań przekraczała setkę. Trump ma rozmawiać z Abem o handlu, cłach na stal i aluminium, a także o kwestiach bezpieczeństwa. Podczas konferencji prasowej Trump powiedział też, że Korea Południowa "ma jego błogosławieństwo" dla starań o zakończenie wojny z Koreą Północną. "Ludzie nie zdają sobie sprawy, że ta wojna wciąż trwa, że to dzieje się teraz" - zauważył. "Wszelkie rozmowy na rzecz jej zakończenia są godne pochwały" - dorzucił. "Washington Post": Mike Pompeo spotkał się z Kim Dzong Unem Po oświadczeniu prezydenta Trumpa, że w rozmowy na linii USA-KRLD angażuje się "coraz wyższy szczebel", pojawiły się spekulacje, że to Trump rozmawiał z Kim Dzong Unem. Tymczasem - pisze "Washington Post" - rozmowy prowadził nominowany na szefa Departamentu Stanu Mike Pompeo. Mike Pompeo, obecny szef CIA, który został mianowany przez prezydenta Trumpa na stanowiska szefa dyplomacji USA, miał udać się z tajną misją do stolicy Korei Północnej, Pjongjangu, w okresie Świąt Wielkanocnych - pisze we wtorek "Washington Post". "Nadzwyczajna i utrzymana w największej tajemnicy wizyta w Korei Płn. zaufanego człowieka Trumpa miała na celu przygotowanie gruntu pod planowane spotkanie prezydenta USA z autorytarnym przywódcą Korei Płn. w sprawie przyszłości północnokoreańskiego programu atomowego" - pisze "WP". Oznacza to - wskazuje dziennik - że Pompeo stanął faktycznie na czele zespołu oddelegowanego do rozmów z Pjongjangiem. "Jego rozmowy z Kim Dzong Unem byłyby zaś najwyższym rangą spotkaniem dwustronnym od 2000 r., gdy ówczesna sekretarz stanu Madeleine Albright spotkała się z Kim Dzong Ilem - ojcem i poprzednikiem północnokoreańskiego dyktatora. Odwilż Oba państwa koreańskie pozostają formalnie w stanie wojny, a dzieląca je linia demarkacyjna należy do najsilniej ufortyfikowanych na świecie. Wojna koreańska z lat 1950-1953 zakończyła się jedynie rozejmem; dotychczas nie zawarto układu pokojowego. Na początku marca Trump zaakceptował propozycję spotkania z Kim Dzong Unem, która została mu przekazana za pośrednictwem dyplomatów południowokoreańskich. Przywódca Korei Płn. zobowiązał się wówczas, iż do czasu spotkania z prezydentem USA powstrzyma się od wszelkich prób z bronią atomową i testów rakietowych. Odwilż w relacjach nastąpiła po wizycie delegacji Korei Płn. na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu w lutym, po kilku miesiącach dużego napięcia związanego z prowadzonymi przez KRLD zbrojeniami atomowymi i balistycznymi. W tym czasie Kim Dzong Un i prezydent Trump grozili sobie wzajemnie użyciem siły militarnej.