Donald Trump uczcił w Pentagonie pamięć ofiar z 11 września
Prezydent USA Donald Trump podczas uroczystości przed Pentagonem uczcił w środę pamięć ofiar ataków terrorystycznych, jakie miały miejsce 18 lat temu. Zapewnił, że "Ameryka nigdy o nich nie zapomni".
Donald Trump wraz z żoną podczas uroczystościMARK WILSON / GETTY IMAGES NORTH AMERICAAFP
"Każdy Amerykanin który przeżył ten dzień, ma pamięć o atakach 11 września wrytą w swoje serce. To był dzień przepełniony szokiem, przerażeniem, smutkiem i uzasadnioną wściekłością" - powiedział prezydent, któremu podczas uroczystości przed siedzibą resortu obrony towarzyszyła pierwsza dama Melania Trump.
Zamknięta dla publiczności uroczystość zorganizowana przed głównym wejściem do Pentagonu zgromadziła przedstawicieli administracji, korpus oficerski i gości - głównie rodziny i bliskich ofiar.
Trump zapowiedział, że Ameryka nigdy nie dopuści, aby taka tragedia się powtórzyła, a jeśli "terrorysta będzie nawet próbował dostać się na terytorium Stanów Zjednoczonych, to Ameryka użyje siły, jakiej nigdy nie użyła w przeszłości".
18 lat od zamachu na World Trade Center
11 września 2001 roku uprowadzone samoloty uderzyły w bliźniacze wieże World Trade Center w Nowym Jorku. 19 terrorystów porwało łącznie cztery samoloty pasażerskie, z których dwa uderzyły w budynki WTC w Nowym Jorku, jeden w budynek Pentagonu w Waszyngtonie. Czwarta maszyna miała prawdopodobnie uderzyć w Biały Dom. Rozbiła się jednak w Pensylwanii po akcji pasażerów, którzy podjęli walkę z porywaczami. W zamachach zginęło blisko trzy tysiące ludzi.
Świat z niedowierzaniem patrzył na to, co działo się na ManhattanieSIPA PRESS East News
Liczba ofiar zamachów na WTC - łącznie z tymi, którzy zmarli później w wyniku chorób i obrażeń - jest oficjalnie szacowana na 2753. Zwłok niektórych ofiar nie udało się odnaleźć, więc 26 osób uważa się za zaginione. Śmiertlenych ofiar wszystkich zamachów było blisko 3 tys.; rannych - ponad dwukrotnie więcej. (PAP)
Pod wieczór w miastach amerykańskich, a także w wielu krajach w pobliżu amerykańskich ambasad poruszeni tragedią ludzie spontanicznie zapalali świeczki i składali kwiaty w hołdzie ofiarom zamachów. W Nowym Jorku czuć było swąd spalonych szczątków WTC. Obłok popiołów i dymu, unoszący się nad miastem, widać było z odległości 50 kilometrów.
Chaos panował także 300 kilometrów na południe od Nowego Jorku, w Waszyngtonie. Media informowały o pożarze, który rzekomo wybuchł w pobliżu Białego Domu, o eksplozji samochodu pułapki gdzieś koło Departamentu Stanu, a nawet o zaatakowaniu letniej rezydencji szefa państwa w Camp David. Wszystkie te doniesienia szybko zdementowano.Steve Wood / Rex FeaturesEast News
Zanim do tego doszło, na górnych piętrach potężnych budowli rozegrał się dramat. Powyżej miejsc, gdzie uderzyły samoloty, zostały uwięzione setki pracowników mieszczących się tam biur. Tylko kilkunastu ocaliło życie, odnajdując w porę schody ewakuacyjne. Inni szukali nadziei i wychodzili na dach licząc, że na ratunek przylecą helikoptery. Z powodu dymu i wysokiej temperatury nie było to jednak możliwe. Widząc swoje beznadziejne położenie, niektórzy rzucali się z okien w kilkusetmetrową przepaść.Kelly GuentherEast News
Ogromna ludzka fala w panice kierowała się na północ miasta, uciekając jak najdalej od miejsca, gdzie wcześniej wznosiły się szklano-metalowe wieże. Ulicami wszędzie mknęły karetki na sygnale, a także samochody straży pożarnej z tych oddalonych od Manhattanu oddziałów, których wcześniej nie włączono do akcji.Dan CallisterEast News
Gdy telewidzowie z przerażeniem oglądali relację na żywo z miejsc tragedii, władze szybko podjęły stanowcze działania. Zamknęły przestrzeń powietrzną nad USA i wszystkie porty lotnicze. W Waszyngtonie i Nowym Jorku, a także w innych amerykańskich miastach zarządziły ewakuację ludzi z gmachów publicznych.BOBBY FRIEDELEast News
O godz. 9.43 w Waszyngtonie na Pentagon spadł boeing 757 z 64 osobami na pokładzie. Pół godziny później na polach pod Pittsburghiem w Pensylwanii roztrzaskała się kolejna taka maszyna. Zginęły 44 osoby, w tym czwórka terrorystów. Na chwilę przed katastrofą na pokładzie wybuchła walka między porywaczami a pasażerami próbującymi odbić samolot. Prawdopodobnie tylko dzięki ich odwadze ocalał Biały Dom albo Kapitol - któryś z tych waszyngtońskich gmachów miał być czwartym celem zamachów.SPENCER PLATT / GETTY IMAGES NORTH AMERICAAFP
Jednym z ewakuowanych gmachów był Biały Dom. Żonę i córkę prezydenta - jak zapewniały władze - przewieziono w "bezpieczne" i trzymane w tajemnicy miejsce. Wiceprezydent Dick Cheney przeniósł się do schronu. Prezydent Bush podróżował wtedy nad Stanami Zjednoczonymi samolotem Air Force One wyposażonym w doskonałe środki łączności i dowodzenia. Z Florydy poleciał do bazy wojskowej w Luizjanie, a potem do Nebraski. Dopiero wieczorem wrócił do Białego Domu.SPENCER PLATT / GETTY IMAGES NORTH AMERICAAFP
Po zawaleniu się wież, na Manhattan spadł deszcz gruzu, szkła i metalu, a w powietrzu długo jeszcze unosiła się chmura pyłu. Mimo to na ulicach było mnóstwo ludzi - wokół zgliszczy WTC kłębił się tłum rannych, ale szczęśliwych, że udało im się ujść z życiem. Przybiegali nowojorczycy, którzy chcieli dowiedzieć się o los swoich bliskich pracujących w biurowcach.MARIO TAMA / GETTY IMAGES NORTH AMERICA / AFPAFP
Najpierw, o godz. 8.46 (godz. 14.46 w Polsce) boeing 767 uderzył w północną wieżę World Trade Center. Na jego pokładzie były wraz z porywaczami 92 osoby. Po siedemnastu minutach w południową wieżę trafił drugi boeing 767, którym leciało 65 osób.SETH MCALLISTERAFP
Prezydenta Busha poinformowano o tragedii podczas wizyty w jednej ze szkół na Florydzie. "Najwyraźniej chodzi o zamach terrorystyczny" - oświadczył dwa kwadranse po tym, gdy w WTC uderzył pierwszy samolot.SETH MCALLISTERAFP
Osiem miesięcy po dojściu do władzy ówczesnego prezydenta USA George'a W. Busha, rankiem 11 września 2001 roku, wraz z 110-piętrowymi nowojorskimi drapaczami chmur legło w gruzach przekonanie Amerykanów o niezwyciężonej potędze ich kraju, a także bezpieczeństwie i nietykalności terytorium USA.SETH MCALLISTERAFP
Ewakuacja gmachów rządowych spowodowała w stolicy gigantyczne korki. Wszędzie było pełno urzędników, którzy wyszli z biur. Dopiero po południu ruch się uspokoił, a miasto, z zamkniętymi sklepami i urzędami oraz wyludnionymi ulicami, sprawiało wrażenie wymarłego.Matt CampbellAFP
Burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani uspokajał nowojorczyków, prosząc ich o pozostanie w domach, a mieszkającym i zatrudnionym na południowym Manhattanie, każąc czekać na zorganizowaną ewakuację. W najgorszych chwilach zachował zimną krew i zdolność do podejmowania szybkich decyzji.DOUG KANTERAFP
Tymczasem wokół World Trade Center trwała akcja ratownicza. Rozmiary tragedii przerosły jednak strażaków i były momenty, kiedy akcją nikt nie dowodził. Wskutek fatalnej łączności i panującego chaosu setki strażaków zginęły, gdy obie wieże - w odstępie dwudziestu trzech minut - runęły.STAN HONDAAFP
Kwestia odwołanych rozmów z talibami
W swoim wystąpieniu wyjaśnił, że odwołał planowane niedawno w prezydenckim ośrodku wypoczynkowym w Camp David w stanie Maryland tajne negocjacje z przedstawicielami rządu afgańskiego i delegacją talibów, gdy talibowie wzięli na siebie odpowiedzialność za dokonany 5 września atak bombowy w Kabulu, w którym zginęło 12 osób, w tym sierżant amerykańskich sił lądowych.
Wielu komentatorów politycznych skrytykowało Trumpa za to, że planował negocjacje z talibami, którzy udzielali schronienia terrorystom z Al-Kaidy, sprawcom ataków z 11 września 2001 r. na kilka dni przed 18. rocznicą tych zamachów.
Prezydent obiecał w swoim wystąpieniu, że władze zawsze będą wspierać ofiary, rodziny ofiar i wszystkie osoby, które ucierpiały w wyniku ataków. Do tej pory rząd federalny wydał na odszkodowania dla ofiar ataków z 11 września ponad 5 mld dolarów, a odszkodowania otrzymało ponad 51 tys. osób. W lipcu Kongres przyjął ustawę zapewniająca, że do roku 2090 nie zabraknie funduszy na pomoc dla ofiar i rodzin ataków.
Co robił Trump, gdy doszło do ataków?
Trump, który występował po ministrze obrony Marku Esperze, powiedział, że jak każdy Amerykanin, który przeżył ataki, pamięta, co robił, kiedy pierwszy z czterech uprowadzonych przez terrorystów samolotów wbił się w północną wieżę World Trade Center na Manhattanie. "Czekałem przed telewizorem, bo miał być nadany wywiad z Jackiem Welchem, legendarnym szefem General Motors, kiedy niespodziewanie program został przerwany" - opowiadał.
"Na początku były rożne doniesienia, jedno z nich, że jest to pożar w kotłowni, ale wiedziałem, że nie ma kotłowni na dachu, później, że to była eksplozja w (restauracji) 'Windows on the World', było dużo zamieszania, nikt nie wiedział naprawdę, co się stało. Patrzyłem przez okno w śródmieściu bezpośrednio na World Trade Center. Kiedy zobaczyłem drugi samolot, pędzący w nieprawdopodobną szybkością w kierunku drugiej wieży, zrozumiałem, że świat się zmieni, że nie będzie i nie może pozostać takim samym niewinnym miejscem, jakim - jak myślałem - był" - wspominał amerykański prezydent.
Donald Trump przeżył ataki 11 września w Nowym Jorku, gdzie był przedsiębiorcą budowlanym, potentatem handlu nieruchomościami, producentem telewizyjnym i gospodarzem reality show "The Apprentice" (Czeladnik).
W ataku na Pentagon zginęło w sumie 189 osób: 125 pracowników ministerstwa obrony znajdujących się w budynku, 59 pasażerów i członków załogi uprowadzonego samolotu American Airlines lotu nr 77 oraz pięciu terrorystów.
Atak na Pentagon był pierwszym atakiem na amerykański budynek rządowy od roku 1814, kiedy podczas wojny o niepodległość dawnych kolonii wojska brytyjskie zaatakowały stolicę młodej federacji, paląc m.in. Biały Dom i siedzibę Kongresu.