Donald Trump chce znów zostać amerykańskim prezydentem. Jest zdeterminowany i pewny siebie. Pierwszy rozpoczął kampanię wyborczą przed przyszłoroczna elekcją. Wziął udział w wiecach partyjnych w New Hampshire i Karolinie Południowej. Opublikował również własne orędzie do narodu. Dwuminutowy film pojawił się na Twitterze zaraz po tym, jak "State of the Union", czyli orędzie o stanie państwa, wygłosił w Kongresie prezydent Joe Biden. Trump już w pierwszych słowach podkreśli, że jest to "prawdziwe" orędzie (w przeciwieństwie do tego prezydenckiego) i wygłosił tezy, które staną się najprawdopodobniej motywami przewodnimi jego kampanii. Oskarżył rządzącą administrację o zrujnowanie Stanów Zjednoczonych w tym przyjęcie milionów nielegalnych emigrantów, wzrost inflacji i cen paliw, kneblowanie ust wolnej prasie, prześladowanie oponentów politycznych, do których zalicza siebie, indoktrynację dzieci i doprowadzenie Ameryki na skraj III wojny światowej. Zresztą powtarza wciąż, że gdyby on był prezydentem, to do wojny w Ukrainie by nie doszło. "Myślę, że Putin wcale nie chciał zaczynać, był w zasadzie zmuszony przez to, co mówił Biden" - przekonywał w jednym z ostatnich wywiadów, również opublikowanym w social mediach. Donald Trump wrócił na Twittera po ponad dwóch latach nieobecności. Jego konta na TT i Facebooku zostały skasowane po wpisach, które towarzyszyły atakowi na Kapitol 6 stycznia 2021 roku. Trump nie tylko nie próbował zapobiec szturmowi, ale według właścicieli Twittera i Facebooka zachęcał swoich zwolenników do bezprawia. "Szokujące wydarzenia ostatnich 24 godzin wyraźnie pokazują, że prezydent Donald Trump zamierza wykorzystać czas do końca urzędowania na podważenie pokojowego i zgodnego z prawem przekazania władzy wybranemu następcy Joe Bidenowi" - napisał wtedy szef Facebooka Mark Zuckerberg. Facebook zawiesił konto Donalda Trumpa na dwa lata. Twitter twierdził, że banuje go na zawsze. Rozgrzeszenie od Elona Muska Wszystko zmieniło się po tym, jak Twittera kupił miliarder Elon Musk. Jedną z pierwszych decyzji Muska było oddanie konta Donaldowi Trumpowi. Na razie jest prowadzone rozważnie i z namysłem. Wcześniej, kiedy był jeszcze prezydentem, znany był z emocjonalnych wpisów, które nie licowały z powagą urzędu. Ważne decyzje często ogłaszał na Twitterze, a nie na konferencjach prasowych. Pod koniec stycznia Meta - właściciel Facebooka - poinformowała o odblokowaniu byłego prezydenta. "Nie chcemy wchodzić w drogę otwartej, publicznej i demokratycznej debacie na platformach Meta - zwłaszcza w kontekście wyborów w demokratycznych społeczeństwach, jak Stany Zjednoczone" - uzasadniał prezes Meta ds. globalnych Nick Clegg. Trump jest jeszcze aktywny na własnej platformie socialowej Truth Social. Jednak zasięgi nie są imponujące. Tam ma zaledwie trzy miliony oglądających. Na Twiterze w 2021 roku miał 88 milionów, a na Facebooku 34 miliony followersów. Dla przypomnienia - to właśnie Facebook był kluczowy dla wygranej kampanii w internecie w 2016 roku, kiedy zastosowano po raz pierwszy w polityce na taką skalą mikrotargetowanie użytkowników. Chodzi o to, że odbiorcy Facebooka otrzymywali reklamy polityczne skrojone dokładnie na swoją miarę. Według Bloomberg News Kampania Trumpa wyprodukowała takich reklam blisko sześć milionów w porównaniu z jedynie 70 tysiącami reklam Hillary Clinton. Przez dwa lata jednak Facebook przeszedł kilka znaczących zmian i według ekspertów nie będzie już tak wydajnym narzędziem agitacji politycznej. Iskrzy w Partii Republikańskiej Republikański establishment natomiast po cichu liczy, że Trumpowi wcale nie uda się uzyskać nominacji partyjnej. Nikt jednak głośno o tym nie chce mówić. Rozmowy trwają więc w kuluarach. I tam, według relacji amerykańskich dziennikarzy, republikańscy politycy wyrażają wręcz nadzieje, że Trump nie doczeka przyszłorocznych wyborów. Przecież jest otyły, odżywia się jak student college'u, a ruch uważa wręcz za szkodliwy. Trump jednak, póki co, ma się świetnie, a oddani mu wyborcy wierzą nawet, że poprzednie wybory wygrał i wszystko to, co się dzieje, to spisek elit. Zamknięci w swojej bańce, oglądający głównie ultrakonserwatywny kanał News Max Amerykanie wierzą też, że żadnej wojny na Ukrainie nie ma. "Uchodźcy to tak naprawdę aktorzy" - przekonywała reportera "The Daily Show" zwolenniczka Trumpa na jednym z wieców. Ta grupa może się wydawać egzotyczna, a jej poglądy odrealnione, ale republikanie nie chcą ich lekceważyć. Trump ich zaktywizował, dał cel, a hasło "MAGA" ("Make America Great Again" - "Niech Ameryka znów będzie wielka") wciąż mają na koszulkach i bejsbolowych czapkach. Żaden republikanin więc nie odważy się, póki co, zdyskredytować tych ludzi ani otwarcie przyznać, ze Trump republikanom bardziej szkodzi niż pomaga. Według publicysty prestiżowego amerykańskiego "The Atlantic", McKaya Coppinsa, w Partii Republikanskiej czują, że nadszedł już czas, by Trump odszedł na emeryturę. Padają jeszcze ostrzejsze słowa. "Jest wielu ludzi, którzy mu życzą śmierci" - powiedział w rozmowie z "The Atlantic" były członek Izby Reprezentantów Peter Meijer. "Ja do nich nie należę, ale słyszałem od wielu, którzy na scenie założą czerwoną czapkę (czapka kampanijna Trumpa), a następnego dnia do mnie dzwonią i mówią, że nie mogą się doczekać, aż ten facet umrze". Inni liczą, że Trump zostanie skazany, bo toczą się przeciwko niemu śledztwa, między innymi o posiadanie tajnych dokumentów. Oficjalnie nikt z Partiii Republikańskiej jeszcze nie stanął w szranki z Donaldem Trumpem o nominację w wyborach w 2024 roku. Można się spodziewać, że zrobią to wkrótce była przedstawicielka USA w ONZ Nikki Haley, były sekretarz stanu Mike Pompeo i gubernator Florydy Ron DeSantis. Klaudia Kocimska, Polsat Newsdziennikarka specjalizująca się w sprawach międzynarodowych, była korespondentka w Waszyngtonie