Zeznania złożone przez 44-letniego podporucznika Alexandra Vindmana, weterana wojny w Iraku, a następnie pracownika Rady Bezpieczeństwa Narodowego, były, jak dotąd, najbardziej obciążające spośród wszystkich złożonych w Izbie Reprezentantów w tej sprawie - pisze Reuters. Trump atakuje świadka Vindman zeznawał 29 października. Jeszcze tego samego dnia, został w ostrych słowach zaatakowany przez Donalda Trumpa na Twitterze, który napisał: "Podobno, według skorumpowanych mediów, ukraińska rozmowa telefoniczna 'zaniepokoiła' dzisiejszego świadka, który nigdy nie był zbyt Trumpowskim świadkiem (Never Trumper). Czy on był podczas tej samej rozmowy co ja? Nie może być!". Zapytany w sobotę przez dziennikarzy przed swym wyjazdem do Nowego Jorku, czy żałuje, że zaatakował cieszącego się powszechnym szacunkiem weterana wojny w Iranie, nazywając go świadkiem "nie-Trumpowskim", co sugerowałoby stronniczość, amerykański prezydent nie udzielił odpowiedzi na to pytanie. Zasugerował natomiast, że wiarygodność Vindmana może zostać podważona. "Cóż, już wkrótce powychodzą na jaw rzeczy, które sprawią, że będziecie musieli postawić to pytanie w inny sposób" - powiedział. Vinman informował przełożonych W otwierającym wtorkowe zeznania w Izbie Reprezentantów oświadczeniu, do którego dostęp uzyskały amerykańskie media, Vindman napisał, że "nie uważał za właściwe żądania Donalda Trumpa, by zagraniczny rząd prowadził dochodzenie w sprawie amerykańskiego obywatela". Prezydent USA miał bowiem zwrócić się do prezydenta Ukrainy z sugestią, by ten nakazał wszczęcie ponownego śledztwa mogącego dotyczyć syna Joego Bidena, Huntera. Vindman, ekspert do spraw ukraińskich, dwukrotnie miał informować przełożonych o swoich obiekcjach wywołanych przebiegiem rozmów telefonicznych Trumpa z Zełenskim. Podobnie jak zeznający w ubiegłym tygodniu w Kongresie charge d’affaires USA w Kijowie William Taylor Vindman przyznał, że początkowe kontakty Trumpa z Zełenskim odbierał jako pozytywne i obiecujące. Na wiosnę 2019 roku zorientował się jednak, że osoby nienależące do amerykańskiej administracji, które "kształtują opinię publiczną, promują fałszywą narrację na temat Ukrainy", która "podważa starania USA o rozwój współpracy z Ukrainą". Według Vindmana ambasador USA przy Unii Europejskiej Gordon Sondland w lipcu miał powiedzieć, że Ukraińcy powinni "ogłosić śledztwa w sprawie wyborów w 2016 roku, Bidenów oraz Burismy", by zagwarantować sobie spotkanie z Trumpem. Vindman miał przekazać Sondlandowi, że takie uwagi są niestosowne, a żądania tego typu "nie mają nic wspólnego z bezpieczeństwem narodowym". Vindman podkreślił w Kongresie wagę dobrych relacji z Kijowem dla bezpieczeństwa USA. "Silna i niepodległa Ukraina jest kluczowa dla amerykańskiego bezpieczeństwa, ponieważ Ukraina jest krajem na pierwszej linii i zaporą przeciwko rosyjskiej agresji" - czytamy w jego oświadczeniu. Trump nadużył stanowiska? Politycy Partii Demokratycznej zarzucają Trumpowi, że nadużywał swojego urzędu, nalegając na władze Ukrainy, by wszczęły śledztwo w sprawie syna Joe Bidena, Huntera, w związku z jego zatrudnieniem w ukraińskiej firmie gazowej Burisma Holdings; w ten sposób chciał ich zdaniem zaszkodzić Joe Bidenowi, który może być jego najpoważniejszym rywalem w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Ubieganie się o zagraniczną pomoc w kampanii wyborczej, w jakiejkolwiek formie, jest złamaniem amerykańskiego prawa wyborczego. Trump zarzuca Bidenowi, że jako wiceprezydent USA (w latach 2009-2017) apelował o dymisję ukraińskiego prokuratora prowadzącego dochodzenie wobec Burismy. Zarzuty pod swoim adresem Biden odpiera jako bezzasadne i politycznie motywowane. Pod koniec września Ukraińskie Narodowe Biuro Antykorupcyjne (NABU) poinformowało, że śledztwo w sprawie Burismy dotyczyło okresu, gdy nie pracował tam jeszcze Hunter Biden. W sobotę Donald Trump poinformował dziennikarzy, że chętnie zaprosiłby prezydenta Ukrainy Wołodymra Zełenskiego do złożenia wizyty w Białym Domu i spodziewa się, że jego zaproszenie byłoby przyjęte z radością.