"Dochodzenie przeciwko mnie w związku ze zwolnieniem dyrektora FBI prowadzi człowiek, który kazał mi zwolnić dyrektora FBI. Polowanie na czarownice!" - napisał amerykański prezydent na Twitterze. Jak uważa większość komentatorów, swoim wpisem na portalu społecznościowym prezydent potwierdził wcześniejsze rewelacje dziennika "Washington Post", który jako pierwszy poinformował w czwartek, że specjalny prokurator Robert Mueller, prowadzący dochodzenie w sprawie kontaktów sztabu wyborczego Trumpa z władzami Rosji, rozszerzył swoje dochodzenie o zarzuty, że prezydent Trump starał się utrudniać śledztwo w tej sprawie. Zdaniem przeciwników prezydenta podstawą takich zarzutów są zeznania byłego dyrektora FBI Jamesa Comeya, który występując 8 czerwca przed senacką komisją ds. wywiadu, ujawnił, że prezydent Trump chciał, aby zarzucił on śledztwo w sprawie powiązań prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna z przedstawicielami Kremla. Według amerykańskich politologów, człowiekiem, którego w swoim tweecie prezydent Trump obarcza odpowiedzialnością za zwolnienie dyrektora FBI jest zastępca prokuratora generalnego Rod Rosenstein. Rosenstein jest autorem sprawozdania służbowego, w którym krytycznie ocenił wypełnianie obowiązków przez Comeya. Prezydent Trump odniósł się do tego raportu, publicznie uzasadniając nieoczekiwane zwolenienie Comeya ze stanowiska. Później, w wywiadzie udzielonym telewizji Fox News, wyznał, że decyzję ws. Comeya podjął jeszcze przed otrzymaniem sprawozdania autorstwa Rosensteina. Ponieważ obecny minister sprawiedliwości i prokurator generalny Jeff Sessions wykluczył się ze śledztwa dotyczącego kontaktów sztabu Trumpa z władzami na Kremlu, to właśnie Rod Rosenstein powołał specjalnego prokuratora Roberta Muellera do przeprowadzenia niezależnego dochodzenia w sprawie wszystkich zarzutów dotyczących powiązań otoczenia Trumpa z władzami rosyjskimi. Rosenstein w oświadczeniu wydanym kilka godzin po opublikowaniu przez "Washington Post" rewelacji, że dochodzenie obejmuje zarzuty utrudniania śledztwa przez Trumpa, ostrzegł Amerykanów, aby nie dawali wiary doniesieniom mediów, które opierają się na "anonimowych wypowiedziach przedstawicieli władz", szczególnie jeśli te doniesienia nie precyzują nawet, które państwo cytowani przedstawiciele władz reprezentują. W reakcji na oświadczenie Rosensteina, "Washington Post" doprecyzował, że "cytowani anonimowo przedstawiciele władz są przedstawicielami władz Stanów Zjednoczonych". Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski