Donald Trump w wywiadzie udzielonym dziennikarce Laurze Ingraham broni swoich zwolenników, którzy 6 stycznia bieżącego roku brali udział w zamieszkach pod Kapitolem Stanów Zjednoczonych. Były prezydent stwierdził, że nie stwarzali oni zagrożenia dla członków obu izb Kongresu. Trump w udzielonej wypowiedzi poskarżył się, że jego zdaniem uczestnicy wydarzeń pod Kapitolem byli prześladowani przez organy ścigania, podczas gdy podobnych akcji nie podejmowano względem lewicowych demonstrantów. Polityk podkreślił, że osoby, które weszły wówczas do budynku, nie powinny tego robić. - Niektórzy z nich weszli do środka, a potem przytulali i całowali policjantów i strażników. Mieli z nimi dobre relacje. Mnóstwo ludzi weszło do środka, a później wyszło - dodał. Zamieszki rozpoczęły się po burzliwym wiecu Trumpa, który miał miejsce przed Białym Domem. Ówczesny przywódca USA wezwał wówczas swoich zwolenników, by "walczyli jak diabli" za niego pod Kapitolem. Tydzień po starciach Izba Reprezentantów zagłosowała w związku z tym wydarzeniem za impeachmentem ustępującego już powoli ze stanowiska prezydenta, ale Senat USA ostatecznie uniewinnił go z zarzutu podżegania do ataku. Ponad 300 osób otrzymało zarzuty w związku z zamieszkami. Amerykańskie władze twierdzą, że jeszcze przynajmniej kolejna setka może zostać oskarżona. W wyniku zdarzeń z 6 stycznia zmarło pięć osób, w tym jeden policjant. Zobacz także: Szef Facebooka w Kongresie o ataku na Kapitol i odpowiedzialności Donalda Trumpa Trump o byłym doradcy: Nie słuchałem go za bardzo W czasie wywiadu Trump wypowiedział się także na temat dr. Anthony'ego Fauciego, czołowego amerykańskiego specjalisty od chorób zakaźnych. - Szczerze mówiąc, nie za bardzo go słuchałem - mówił były już prezydent. Fauci był jednym z kluczowych doradców Trumpa na początku pandemii koronawirusa, ale później pokłócił się z politykiem w sprawie sposobu radzenia sobie z sytuacją pandemiczną. W styczniu lekarz wyraził radość z powodu możliwości mówienia naukowej prawdy o koronawirusie bez obawy o reperkusje ze strony Białego Domu. Anthony Fauci określił to wówczas mianem "wyzwalającego uczucia".