Trumpowi grozi formalne wszczęcie procedury postawienia w stan oskarżenia przez Kongres (impeachmentu) jeśli okazałoby się, że zabiegał o pomoc zagraniczną w uzyskaniu "haków" na swojego konkurenta politycznego. Podczas konferencji prasowej w jednym z nowojorskich hoteli Trump - jak zauważyli dziennikarze - wyraźnie zmęczony, chociaż starał się to ukryć - twierdził, że jego przeciwnicy z Partii Demokratycznej, kierując się chęcią odwetu, rozpoczęli kolejne "polowanie na czarownice". "Impeachment? Z jakiego powodu? To żart" - skwitował prezydent pytania dziennikarzy. Dodał, że "absolutnie nie wywierał żadnych nacisków" na Zełenskiego, a cała rozmowa nie miała większego znaczenia. Odnosząc się do opublikowanego wcześniej przez Bialy Dom zapisu przeprowadzonej w lipcu rozmowy z Zełenskim, Trump zauważył, że ujawnianie poufnych rozmów przywódców państw jest złą praktyką. Co na to Zełenski? Zobacz <a href="https://wydarzenia.interia.pl/swiat/news-wolodymyr-zelenski-prezydent-usa-nie-naciskal-na-ukraine,nId,3222955" target="_blank">TUTAJ</a>. Demokraci zarzucają Trumpowi, który w przyszłorocznych wyborach będzie walczył o reelekcję, że wywierał nacisk na Zełenskiego, aby zbadał działalność syna Bidena w celu zaszkodzenie temu demokratycznemu politykowi. Biden, który był wiceprezydentem w administracji Baracka Obamy, ma obecnie największe szanse na zdobycie nominacji Partii Demokratycznej i stanięcia do walki z Trumpem o fotel prezydenta. Dochodzenie, którego domagał się Trump, miało dotyczyć działalności na Ukrainie Huntera Bidena, który był zatrudniony w ukraińskiej firmie gazowej. Rozmowa Trumpa z Zełenskim miała miejsce po zamrożeniu amerykańskiej pomocy finansowej dla Ukrainy wartej 400 mln dolarów.