"Doszedłem do wniosku, że to, co się dzieje, nie jest 'impeachmentem', to zamach stanu, którego celem jest odebranie narodowi jego władzy, jego głosu, wolności, drugiej poprawki konstytucji, jego religii, armii, muru na granicy i praw nadanych przez Boga obywatelom Stanów Zjednoczonych Ameryki!" - oświadczył Trump. Izba Reprezentantów, w której większość mają Demokraci, tydzień temu wszczęła śledztwo, które może doprowadzić do impeachmentu Trumpa. Sprawa dotyczy podejrzeń, że prezydent wywierał naciski na władze Ukrainy, by zaszkodzić swojemu potencjalnemu rywalowi Joe Bidenowi w następnych wyborach prezydenckich. Trump rzekomo wywierał presję na Zełenskiego, domagając się, by władze tego kraju wznowiła śledztwo w sprawie syna Bidena, który był zatrudniony w ukraińskiej firmie gazowej Burisma Holdings. W udostępnionym dwa dni później zredagowanym raporcie sygnalisty na ten temat autor napisał, że Trump, rozmawiając z Zełenskim, zabiegał o ingerencję obcego państwa w wybory w USA, a Biały Dom starał się ukryć zapis tej rozmowy. Prawo wyborcze w USA zabrania korzystania z pomocy obcych państw. Amerykański prezydenta uważa, że sygnalista przedstawił jego "doskonałą rozmowę" z prezydentem Ukrainy w "sposób całkowicie niedokładny i kłamliwy", opierając się na "informacjach z drugiej i trzeciej ręki". Zełenski oświadczył, że Kijów raczej nie opublikuje swojej wersji jego rozmowy z Trumpem oraz że nie będzie poddawał się naciskom innych państw w tej sprawie. Odpowiadając na pytanie, czy Ukraina rozpocznie śledztwo w sprawie Joe Bidena i jego syna, ukraiński prezydent oznajmił, że nikt w jego kraju nie będzie działał na polecenie z zewnątrz.