Jest to stanowisko całkowicie sprzeczne ze stanowiskiem w tej sprawie strony polskiej. Warszawa uznaje za legalną organizację reprezentującą Polaków na Białorusi związek kierowany przez Andżelikę Borys. MSZ domaga się również od władz białoruskich zwrotu utraconych domów polskich i przekazania ich Związkowi Polaków na Białorusi. Mówił o tym w czwartek w Sejmie wiceminister spraw zagranicznych Jan Borkowski. Władze Białorusi stoją przed egzaminem: albo przyjmą standardy demokratyczne, albo się od nich odetną - powiedział Borkowski. Zapowiedział, że Białoruś mogą czekać "dość kosztowne i dość bolesne restrykcje". Ambasada Białorusi w oświadczeniu przesłanym w piątek PAP zaznacza, że Dom Polski w Iwieńcu "nie przechodzi ani na własność państwa, ani na własność jakichkolwiek osób prywatnych". "On nadal będzie służył na korzyść polskiej działalności kulturalno-oświatowej. W nim nadal będzie się uczyć języka polskiego, będą pracować kółka i zajęcia fakultatywne dla dzieci, będą prowadzone koncerty polskich kolektywów i tak dalej" - czytamy w oświadczeniu. Jak ocenia białoruska ambasada, w konflikcie wokół Domu Polskiego w Iwieńcu chodzi o zmianę kierownika oddziału iwienieckiego ZPB. "To oczywiste prawo organizacji społecznej - demokratycznie wybierać ponownie swoich liderów. Właśnie to wydarzyło się w Iwieńcu" - napisano w oświadczeniu. Ambasada zaznacza, że "w każdym kraju cywilizowanym w razie konfliktu z powodu własności obie strony wyjaśniają stosunki w sądzie". Dodaje też, że z środowego orzeczenia sądu rejonowego w Wołożynie wynika, iż Dom w Iwieńcu zostaje na własności ZPB. "Sąd postanowił usunąć przeszkody w realizacji prawa własności" - ocenia strona białoruska. W oświadczeniu podkreślono, że "państwo białoruskie nie wtrąca się w działalność kulturalno-oświatową organizacji i obywateli, należących do mniejszości narodowych". "Lecz każda działalność musi być zgodna z prawem. Interesy obywateli narodowości polskiej na Białorusi przedstawia najliczniejsze narodowościowe zjednoczenie społeczne w kraju "Związek Polaków na Białorusi" - według ostatecznych danych to 8 tysięcy etnicznych Polaków, z których opinią też trzeba się liczyć. Również w Polsce" - oświadcza ambasada. Według strony białoruskiej stwierdzenia Borys, że ona "niby też" reprezentuje "niejaki związek Polaków" są absurdalne. Ambasada stwierdza, że we wrześniu 2009 r. odbył się VII zjazd Związku Polaków na Białorusi, na którym został nowy przewodniczący organizacji Stanisław Siemaszko. "A.Borys twierdzi, iż w marcu 2009 roku ona też przeprowadziła zjazd. Ale to jest kłamstwem. Delegatów nie wyłaniano, posiedzeń sprawozdawczo-wyborczych w oddziałach ZPB nie przeprowadzano. Wywołano grupę wyznaczonych przez A.Borys ludzi, zaproszono polskie media oraz kilku dyplomatów, a teraz ci ludzie żądają uznania siebie za organizację legalną" - zarzuca ambasada Białorusi. W jej ocenie od roku 2005 "Polska zaprzestała finansowanie ZPB, kierując wszystkie środki finansowe wyłącznie na poparcie grupy Borys". "Jednocześnie grupa A.Borys musiała podgrzewać do siebie zainteresowanie, by nie stracić poparcia ze strony Polski, przede wszystkim finansowego. Właśnie to jest głównym motywem działań A.Borys, która robi wszystko, by otrzymać kontrolę nad własnością Związku" - oświadcza ambasada. Zdaniem strony białoruskiej po raz kolejny Borys i jej zwolennicy "próbują narzucić w kraju i poza granicami opinię, iż oni to jedyni przedstawiciele polskiej mniejszości na Białorusi". "Jednak pisemne apele innych Polaków pozostają w Polsce bez uwagi. Dzisiaj działania osób oficjalnych Rzeczypospolitej Polskiej dzielą Polaków - obywateli naszego kraju - na swoich i nie swoich" - ocenia ambasada. Strona białoruska zarzuca też polskim dyplomatom, że odmawiają otrzymania wiz obywatelom Białorusi narodowości polskiej w związku z tym, że "jakoby przedstawiają oni zagrożenie ustroju konstytucyjnemu Polski". "Faktycznie tylko dlatego, że oni są członkami legalnego ZPB. Działania władz polskich utrudniają wyjazd dzieci w celu uzdrowienia na historyczną Ojczyznę, udaremniają kontakty sportowców-amatorów obu krajów. Czy to polityka dobrosąsiedzka?" - stawia pytania ambasada Białorusi. Jak dodaje w oświadczeniu, w ciągu pięciu lat "Związek Polaków na Białorusi" (ten uznawany przez Białoruś) niejednokrotnie wysyłał apele do władz polskich informując o faktach odmowy przy wjeździe do Polski aktywistom tej organizacji. "Odpowiedzi dotychczas nie ma. Co więcej, pojawiają się wiadomości o dalszym rozszerzeniu listy etnicznych Polaków Białorusi, którym wjazd na swoją historyczną ojczyznę jest zakazany. W związku z tym powstaje pytanie, o jakiej ochronie praw polskiej mniejszości narodowej na Białorusi mogą mówić ci, którzy te prawa w stosunku do Polaków z pochodzenia brutalnie łamią?" - napisano w oświadczeniu ambasady Białorusi. "Białorusi ten konflikt nie jest potrzebny. Polakom Białoruskim też. Jest on na korzyść tylko tym, kto, pragnąc nadal korzystać z pieniędzy podatników polskich w swoich celach osobistych, stara się pokłócić dwa sąsiednie kraje - Polskę i Białoruś" - podkreślono w oświadczeniu. 8 lutego białoruska milicja przejęła Dom Polski w Iwieńcu i wyprowadziła stamtąd działaczy ZPB lojalnego wobec Borys, 14 lutego zatrzymano w Mińsku około 10 uczestników akcji zorganizowanej przez młodzieżową opozycję przy okazji Dnia św. Walentego, a 16 lutego zatrzymano około 40 działaczy ZPB, którzy jechali do Wołożyna na rozprawę w sprawie Domu Polskiego w Iwieńcu, oraz lidera opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Białorusi Anatola Labiedźkę, który przyjechał do Wołożyna, by poprzeć dyrektorkę Domu Polskiego w Iwieńcu Teresę Sobol.