Zamach stanu w Birmie przywódca USA nazwał "bezpośrednim atakiem na proces przejścia kraju do demokracji i praworządności". "W ciągu ostatniej dekady Stany Zjednoczone zniosły sankcje nałożone na Birmę, dostrzegając postęp w kierunku demokracji. Odwrócenie tego postępu będzie wymagało natychmiastowego przeglądu naszych przepisów dotyczących sankcji, a następnie podjęcia odpowiednich działań" - przekazał w oświadczeniu Biden. Według prezydenta USA "społeczność międzynarodowa powinna mówić jednym głosem" i wywierać na birmańskie wojsko presję, by "natychmiast zrzekło się przejętej władzy, uwolniło zatrzymanych działaczy i urzędników, zniosło wszelkie ograniczenia telekomunikacyjne i powstrzymało się od przemocy wobec ludności cywilnej". Biden zapewnił, że Stany Zjednoczone "odnotowują tych, którzy stoją po stronie mieszkańców Birmy w tej trudnej godzinie". Armia zapowiedziała, że będzie rządzić rok W poniedziałek nad ranem birmańska armia przejęła władzę w kraju. Zatrzymano liderów Narodowej Ligi dla Demokracji (NLD) - partii, która wygrała listopadowe wybory parlamentarne. Wśród nich są prezydent kraju U Win Myint i noblistka Aung San Suu Kyi. Wojsko przejęło władzę, tłumacząc, że to odpowiedź na fałszerstwa wyborcze, do których miało dojść podczas wyborów. Zapowiedziano, że armia będzie rządziła przez rok, a pod koniec tego okresu zorganizuje nowe wybory i przekaże władzę ich zwycięzcom. NLD rządziła Birmą od 2015 roku - pierwszych powszechnych wyborów od rozwiązania w 2011 roku junty wojskowej, która rządziła krajem przez poprzednie 50 lat.