Zaczęło się od tekstu Korejby na temat nakreślonych przez Stalina granic Polski pt. "Czy Polska powinna podziękować zbrodniarzowi?". Wojnar odpowiedział na niego polemiką pt. "Iluzjoniści w hołdzie zbrodniarzom". Teraz, z kolei, odpowiada Korejba. I to mocno. "Marek Wojnar nie zrozumiał mojego tekstu. Jego oskarżenia są dowodem, iż nie uchwycił jego sensu, skupiając się na prowokacji intelektualnej w postaci kilku kontrowersyjnych haseł i zaczepnego tytułu. W swojej polemice wielokrotnie zżyma się, iż prezentuję imitację rzeczywistości i stosuję podwójne standardy, tym samym sugerując, iż normy zachowania przywódców politycznych powinno się oceniać według jakichś (jakich?) uniwersalnych zasad moralnych, obowiązujących ludzkie zachowania w życiu codziennym. Co więcej, sugeruje on, iż normy te powinny być standardowe dla całej ludzkości, nie zależnie od uwarunkowań historycznych, kulturowych i ideologicznych. Głęboko nie zgadzam się z p. Wojnarem, i uważam jego punkt widzenia za całkowicie błędny metodologicznie oraz dla naukowca nikczemny etycznie. Dlatego powtórzę jeszcze raz, tym razem bez aluzji, metafor i hiperboli przeznaczonych dla bardziej wysublimowanych czytelników: mój tekst o Stalinie miał na celu wyraźne oddzielenie oceny moralnej od analizy politologicznej jego postępowania wobec Polski. W wystawianiu tej pierwszej nie czuję się narodowo i osobiście kompetentny. W kwestii tej drugiej, staram się wykorzystać dostępną mi wiedzę i umiejętności, aby jak najbardziej zbliżyć się do prawdy i nie zatracić nieskażonego ideologią naukowego podejścia. Wojnar natomiast, oprócz kilku stwierdzeń ("zasługuje na pochwałę", "ma pełną rację", " trudno się spierać", ), niemal nie odniósł się do treści mojego tekstu, za to dał wyraz swoim wyobrażeniom o mnie i moich poglądach. Tematy trudne i bolesne mają do siebie to, iż są doskonałym przykładem ilustrującym powiedzonko Marszałka Piłsudskiego, iż prawda jest jak d... - każdy ma swoją. Od czytelników nie oczekuję więc przyznania moralnej racji, ale chłodnego i racjonalnego rozważenia przywołanych przeze mnie argumentów. Gdybym oczekiwał błogosławieństwa lub potępienia, to Marek Wojnar może być pewien, że znalazłbym lepszych sędziów. Tym niemniej, pewny swej moralnej wyższości, zarzuca mi on intelektualną nieuczciwość i brak szacunku wobec ofiar komunizmu. Mocne słowa, ale rozumiem Pańską desperację. Prawdopodobnie ze względu na związany z ogólnym przyspieszeniem tempa życia zanik zainteresowania tekstami historycznymi, p. Wojnar wziął się za bardziej chodliwą na rynku analitykę polityczną. Jednakże, jego odpowiedź na mój artykuł, to najlepszy dowód na to, iż nie każdy może być Andrzejem Nowakiem a Wojnar, zamiast przywoływać historię, stara się pisać ją na nowo, zamiast faktów serwując iluzję polityki, w kształcie, jakiego on by sobie życzył. Doskonale czując się w schematach wytyczonych przez Marksa, zdaje się hołdować przekonaniu klasyka, iż nauka nie ma opisywać dziejów, ale je zmieniać a sens pisanych tekstów zgodny ma być nie z historyczną prawdą, ale z aktualną koniunkturą. Mój tekst nie był pochwałą polityki Stalina w jakiejkolwiek płaszczyźnie - pobudek, metod czy rezultatów. Był próbą zbilansowania działalności człowieka, który jako jedyny miał w połowie XX wieku wolę polityczną i dostępne środki aby zbudować Polskę i, że ta właśnie Polska jest krajem w którym żyjemy. Był także próbą oceny, jaka Polska mu wyszła i na ile Polacy mogą uznać jej powstanie i trwanie za swój historyczny sukces. Marek Wojnar nie przeczytał ze zrozumieniem mojego tekstu i zadał szereg pytań nie mających z nim logicznego związku. Z wdzięczności za polemikę i szacunku do dyskutanta odpowiem jednak także i na nie. Rozumiem, iż "poważnie rozmawiać na temat roli Stalina w historii Polski", jak i historii Polski w ogóle można tylko w Krakowie i wszelkie próby włączenia się do dyskusji przez profanów nie oświeconych nauczaniem (Chrześcijańskiego) Uniwersytetu Jagiellońskiego muszą siła rzeczy przypominać Wojnarowi "gusła wiejskiej czarownicy". Nie rozumiem jednak, dlaczego Wojnar odmawia mi prawa do zachwytu nad granicami jałtańskimi, jeżeli są to najlepsze granice, jakie Polska posiadała w swojej historii. A prawo moralne do odcięcia się od polityki wschodniej posiadam jak mało kto. Kuzyn babci, którym próbuje zamknąć mi usta Wojnar nie wystarczy do zrównoważenia moich pretensji do znawstwa współczesnej historii Polski, ze szczególnym uwzględnieniem stosunków społeczno - politycznych na Kresach. Poza przodkami z Korejwiszek w przedrozbiorowym województwie Trockim i powstańcami styczniowymi, którzy majątkiem zapłacili za przywiązanie do polskości i katolicyzmu, wśród tych kto uczył mnie historii XX wieku byli osiedleńcy legionowi na Podolu (pradziadek), absolwenci akademii w Dublanach (dziadek) i kresowi repatrianci 1944 roku (pradziadkowie). A stosunku do hitleryzmu, sympatie do którego imputuje mi Wojnar uczyła mnie babcia, której najstarszy brat zginął w Auschwitz. Próbując rekompensować kłopoty z czytaniem ze zrozumieniem płomienną retoryką i moralizatorskim uniesieniem Wojnar wzywa, aby "podejmować wszystkie aspekty [...] zagadnienia: polityczny, społeczny, ekonomiczny, gospodarczy i wreszcie moralny". Nie ma sprawy. W aspekcie politycznym sprawa jest oczywista, i w miarę odchodzenia od wywołanego obrzydzeniem wobec komuny bałwochwalstwa wobec władz Polski przedwojennej i wojennej, coraz bardziej uczciwie stawiana przez umiejących czytać archiwa i tworzyć łańcuchy przyczynowo - skutkowe historyków: Polska przedwojenna straciła swoją podmiotowość polityczną a Polska wojenna nie była w stanie jej odzyskać. Surogat państwowości dostaliśmy właśnie od Stalina i tylko jego woli i politycznym wyliczeniom zawdzięczamy istnienie państwa. Aspekt społeczny jest znacznie trudniejszy do uchwycenia, gdyż polskość przez wieki istniała niezależnie od państwa, pomimo, lub wbrew sytuacji politycznej i zachowała się nie tylko w wydaniu krajowym, ale także londyńskim, paryskim czy południowo-brazylijskim. Dziś trudno nam znaleźć punkty styczne, między opuchniętym od jabcoka strukturalnym bezrobotnym z popegeerowskiej wsi i potomkiem arystokratów z willowego przedmieścia Paryża. Nawet ich polszczyzna, nie mówiąc o skali wartości, czy przekonaniach, ma ze sobą niewiele wspólnego. Krótko podsumowując wpływ Stalina, należy ze smutkiem przyznać, iż udało mu się stworzyć nową strukturę społeczną, oraz w dużym stopniu udało się napełnić ja nową (sowiecką) treścią. Odwracanie dokonanych spustoszeń może zająć dziesięciolecia, a w sytuacji spowodowanego globalizacją rozmywania tożsamości, może nigdy się nie udać. Bo jaką motywację do bycia Polakiem, mają wszyscy ci, których upadek komunizmu zostawił na lodzie, nie tylko materialnie, ale przede wszystkim duchowo? W kwestii wyliczanego przez Wojnara aspektu ekonomicznego i gospodarczego, nie jestem w stanie uchwycić różnicy między nimi dwoma, więc odpowiem, jak tylko p. Wojnar wyświadczy mi grzeczność w jej wyjaśnieniu. Poruszenie aspektu moralnego, to najciekawsza próba intelektualnej manipulacji dokonana przez Wojnara. Ocena moralna może być bowiem wyłącznie kategorią indywidualną i nie ma zastosowania w analizie polityki. Możemy więc potępiać Józefa Stalina (jak i Napoleona czy Piłsudskiego) jako mordercę i złodzieja, ale nie mamy prawa stosować kategorii moralnych jako punktu odniesienia w jego ocenie jako męża stanu i wodza narodu. Moralność, w przeciwieństwie do ideologii, to kategoria nie mieszcząca się w ramach analizy działalności politycznej. Ocena moralna postępowania Stalina - jednostki jest jasna dla każdego, kto ma w sobie kroplę polskości. A jego ocena, jako polityka nie jest jednoznaczna i wcale nie tak negatywna dla Polski, jak może się to wydawać. I o tym właśnie traktuje mój tekst. W świetle przeszło półwiekowej dawności opisywanych wydarzeń, kuriozalnym postulatem jest nawoływanie, aby "rozważyć możliwie wiele scenariuszy alternatywnych, w jakich mógł się wtedy znaleźć nasz kraj". Jaki jest sens takich rozważań, oprócz uzasadnienia podania o grant na kolejne publikacje, których nie przeczyta nikt poza autorem? Nieświadomie Wojnar dotknął największego problemu współczesnej polskości: permanentnego, masochistycznego i kompletnie jałowego życia przeszłością, a właściwie własnym o przeszłości wyobrażeniem. Sensem mojego tekstu było ukazanie, iż mamy taką Polskę, jaką dał nam Stalin i warto znaleźć w tej rzeczywistości elementy łączące zarówno Polaków między sobą, jak i zaczyn konstruktywnych relacji z sąsiadami. Jeżeli nie przyjmiemy tego faktu i nie utożsamimy się z rzeczywiści istniejącą Polską z jej rodowodem, strukturą i problemami, to skazani jesteśmy na destruktywne poszukiwania alternatywnej tożsamości, które zupełnie otwarcie proponuje Wojnar. A to, w przełożeniu na realną politykę, skutkować będzie wiecznym geopolitycznym malkontenctwem, chaosem wewnętrznym i konfliktami z sąsiadami. Rozumiem, że historycy z Krakowa nie czytają niczego poza książkami własnymi i kolegów z wydziału. Warto jednak otworzyć oczy na rzeczywistość i zrozumieć w jaki sposób zbudowana została współczesna Polska. Zamiast uciekając w dywagacje przedstawiać iluzję polityki, warto poddać fakty analizie i pogodzić się, iż nawet zbrodniarze byli lepszymi politykami od przywódców Polski, prowadzących politykę iluzji. A to, że ludzie odpowiedzialni za utratę niepodległości byli Polakami nie daje im ani moralnego prawa do odbierania satysfakcji z wygranej prawdziwym zwycięzcom tamtej wojny, ani nie rozgrzesza z popełnionych wobec własnego narodu błędów, zaniechań i zdrady. P.S. Przepraszam p. Wojnara za zwłokę w odpowiedzi na polemikę. Byłem na nartach w jednym z państw Osi, dwukrotnie przejeżdżając przy okazji przez terytorium byłej Trzeciej Rzeszy. I ciekaw jestem, co Wojnar myśli, o moralnym prawie SS-manów i bojówkarzy Czarnych Koszul do mercedesów, którymi jeżdżą po wspaniałych autostradach w drodze do słonecznych kurortów w których pławiąc się w luksusach przepuszczają swoje ogromne emerytury. Po drodze przejeżdżałem także przez Szwajcarię, która do dziś żyje z procentów od przechowywania złota zrabowanego przez Himmlera zagazowanym w czasie wojny Żydom. Ciekawe, że nie budzi to u Wojnara oburzenia większego, niż przyznanie obiektywnego faktu, iż Stalin jest twórcą współczesnej Polski i lepsze to, niż miałby zlikwidować ją do końca, nie zostawiając nawet cienia szansy na przeżywane dziś narodowe odrodzenie. Ale w przeciwieństwie do zdrajców z Zaleszczyk i pieczeniarzy z Londynu, on był politykiem i wiedział, jak buduje się państwo i jego wpływy. Z korzyścią dla nas, bo gdyby był psychopatą, jak nienawidzący Żydów i Słowian Hitler, to Wojnar zakończyłby Uniwersytet imienia Hansa Franka, lub co gorsza, zbierał bawełnę gdzieś w kazachskim stepie". Jakub Korejba