Organizacja Arran w mediach społecznościowych zamieszcza filmy, jak w nocy jej członkowie chodzą ulicami Palma de Mallorca i sprayem wypisują na okiennicach biur nieruchomości: "Dla kogo te domy? Kto ma tam mieszkać?". Baleary to wyspy, na krórych domy mają najbogatsi w Hiszpanii. Tu ceny nieruchomości są najwyższe w całym kraju. Jednocześnie niskie pensje i kryzys oznaczają, że zwykłych mieszkańców nie stać na kupno lokum. Cena mieszkania na Majorce zaczyna się od kilkuset tysięcy euro, co oznacza mniej więcej dwa miliony złotych. Wielu cudoziemców kupuje więc nieruchomości na Majorce, głównie Niemcy i Brytyjczycy, dla których taka kwota nie jest wysoka. Rośnie też liczba mieszkających tam zamożnych Polaków. To się nie podoba aktywistom. "Jesteśmy już zmęczeni wydawaniem naszej pensji na to, by mieszkać w suterenie" - napisała grupa Arran. To organizacja, która chce wyrzucenia turystów z Hiszpanii. Władze wyspy, jak i całej Hiszpanii podkreślają, że branża turystyczna stanowi ogromną część PKB tego kraju, bez turystyki Hiszpania po prostu nie istnieje. Aktywiści mają swoje argumenty: "Nie chcemy żyć w świecie, w którym nasza ziemia, domy, czas i nasze prawa mogą być sprzedawane jak towar". Rządzący im odpowiadają, że bez turystów będą bezrobotni. Ponad trzy miliony turystów na Balearach. W miesiąc Wiele krajów chciałoby mieć takie wyniki. Tylko w lipcu liczba turystów na Balearach przekroczyła trzy miliony. W tym czasie protestujący umieszczali informacje przy plażach, że są one zamknięte, mimo że były otwarte, oraz że w morzu pływają parzące meduzy - wszystko po to, by odstraszyć chętnych do wypoczynku. Władze obiecały przeciwdziałać takim akcjom, twierdząc, że "turystofobia" jest de facto ksenofobią. W dzielnicy Gràcia więcej turystów niż mieszkańców "Jeśli turystów jest więcej niż mieszkańców, to czy to jest jeszcze święto dzielnicy?" - napisał ktoś na budynku w dzielnicy Gràcia w Barcelonie. To słynna część Barcelony, gdzie między innymi mieści się Park Guell, oblegany przez miliony ludzi rocznie. W mieście w wielu miejscach można zobaczyć napisy "tourists go home", czyli "turyści do domu". Mieszkańcy dzielnicy burzyli się, że w sierpniu w czasie święta dzielnicy bawiło się więcej cudzoziemców niż Hiszpanów. Mieszkańcy boją się, że napływ ludzi z zagranicy zmieni kształt, charakter i koloryt miasta. Wynajmowanie mieszkań turystom w stolicy Katalonii od lat jest powodem awantur. Mieszkańcy przenoszą się, bo nie stać ich na czynsze, a turyści za kilka nocy zapłacą więcej. Miasto zamienia się w muzeum. Dla tych, którzy się tam urodzili, zaczyna brakować miejsca. Barcelona pójdzie śladem Wenecji? W czasie epidemii COVID-19 Hiszpanie cierpieli z powodu zamkniętych granic. Zaledwie dwa lata później, gdy liczba turystów wróciła do poziomu sprzed epidemii, mieszkańcy stolicy Katalonii protestują z powodu ponownego najazdu. Hiszpania bije własny rekord - czytaj w serwisie Interia Biznes! Władze Barcelony zastanawiają się, jaki model wybrać. Czy na przykład pójść śladem Wenecji, która wprowadza opłaty dla przyjeżdżających tylko na jeden dzień. Na pewno powstaną przepisy regulujące napływ turystów. Miasto chce wyważyć proporcje między liczbą turystów a mieszkańców.