Przychylnie do tej propozycji odniosła się minister oświaty. Buntują się zaś rodzice, którzy już teraz stoją przed trudnym i bardzo kosztownym zadaniem wypełnienia swym dzieciom ponad trzech miesięcy wakacji. Senator Giorgio Rosario Costa z centroprawicowej partii Lud Wolności premiera Silvio Berlusconiego, przedstawiając argumenty, przemawiające według niego za takim rozwiązaniem, powiedział, że rozpoczęcie roku szkolnego w połowie września powoduje, że przedwcześnie kończy się we Włoszech sezon turystyczny i to mimo upalnego zazwyczaj jeszcze lata. Gorąco jego wniosek poparli właściciele plaż, hotelarze i wszyscy, żyjący z turystyki. Zupełnie poważnie potraktowała ją minister oświaty Mariastella Gelmini, która oświadczyła: - Jestem bardzo otwarta na tę propozycję. - Można to przedyskutować. Nasz kraj żyje z turystyki, a we wrześniu są najlepsze oferty wakacyjne - powiedziała minister. Swój sprzeciw wyrazili nauczyciele-związkowcy z lewicowej centrali związkowej Cgil, którzy zaprotestowali nie tyle przeciwko planom wydłużenia wakacji, a skrócenia roku szkolnego, bo to - podkreślili - doprowadzi tylko do dalszego obniżenia poziomu oświaty. - Jak w jeszcze krótszym czasie zrealizować program nauczania? - zapytali. Zdecydowanie przeciwna jest koalicyjna Liga Północna, według której propozycja ta jest nierealna. To zaś oznacza, zdaniem komentatorów, że przepadnie zapewne ona z kretesem. Jak zauważa się, złożony w parlamencie projekt ustawy od dawna nie wywołał tak wielkiej społecznej, ogólnokrajowej dyskusji. Przypomina się, że już teraz wakacje we Włoszech należą do najdłuższych w Europie. Za przykład podaje się między innymi Polskę, gdzie uczniowie wracają do szkoły 1 września, a nie jak we Włoszech w połowie tego miesiąca. Co mielibyśmy zrobić z dziećmi? - zastanawiają się na łamach wtorkowej prasy zdesperowani rodzice, a ich głos przeważa w tej debacie. Czy mamy posadzić dzieci przed telewizorem? - zapytało sarkastycznie stowarzyszenie katolickich widzów Aiart.