"Ciąże i porody są większym zagrożeniem dla życia kobiet niż konflikty zbrojne" - można przeczytać w raporcie organizacji Small Arms Survey (SAS) z siedzibą w Genewie. Według Funduszu Ludnościowego ONZ (UNFPA) z oficjalnych statystyk wynika, że śmiertelność wynosi ponad 2000 na 100 tys. porodów, jednak skala tragedii jest znacznie większa. Ponad 90 proc. kobiet rodzi dzieci bez żadnej opieki medycznej, w wioskach, gdzie nikt nie prowadzi rejestru zgonów matek i noworodków. Margaret Yano siedzi zdenerwowana pod stołecznym szpitalem w Dżubie. Jej młodsza siostra zaczęła przed chwilą rodzić. "Bardzo się boję, moja starsza siostra zmarła podczas porodu, miała 18 lat, do szpitala było zbyt daleko. Modlę się, żeby tym razem wszystko poszło dobrze. Ja sama mam 24 lata i trójkę dzieci" - opowiada Margaret. W największym szpitalu w stolicy na porodówce jest osiem łóżek. "Tyle co nic, codziennie przychodzi do nas kilkanaście kobiet" - mówi PAP Julia Amatoko, jedna z trzech położnych w stołecznym szpitalu. "Wiele kobiet dałoby się uratować, krwotoki, infekcje, rzucawka ciążowa nie powinny być śmiertelne, ale często brakuje leków, nie mówiąc o kleszczach porodowych, nożyczkach czy zwykłej wacie. Najbardziej jednak brakuje wykwalifikowanej opieki medycznej" - tłumaczy. Według UNFPA w Sudanie Południowym na prawie 9 mln mieszkańców przypada jedynie 150 wykwalifikowanych położnych. Wyszkolenie kadry domowych akuszerek mogłoby zmniejszyć umieralność kobiet nawet o 90 proc. W kraju brakuje również lekarzy, których oficjalnie zarejestrowanych jest 120. Doktor Teofil Chang jest już na emeryturze, ale kiedy jedzie do swojej rodzinnej wioski, nigdy nie odmawia pomocy rodzącym kobietom. "Przy komplikacjach porodowych największym wrogiem jest czas, a z nim nie da się wygrać, bo brakuje dróg i transportu" - powiedział PAP doktor. W Sudanie Południowym, zwłaszcza podczas pory deszczowej, większość dróg w kraju jest nieprzejezdnych. Podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia dr Teofil odebrał w swojej wiosce, oddalonej o 100 km od najbliższego szpitala, dwa porody. "Niestety nie udało mi się uratować jednego noworodka. Żeby uratować matkę trzeba było jechać w nocy do szpitala, całe szczęście, że znalazł się samochód, było paliwo, a kobieta wytrzymała jazdę po wertepach. Cudem przeżyła. Gdyby mnie tam nie było, pewnie obie kobiety by zmarły" - opowiada. Według doktora umieralność w połogu jest również wynikiem przepracowania i złej diety. Kobiety pracują w polu i opiekują się domem niemal do dnia porodu. Jednak zdaniem dr Teofila sedno problemu tkwi w tradycji. "W naszej kulturze duża liczba dzieci to błogosławieństwo, a przecież kobiety nie mogą chodzić w ciąży całe życie" - mówi doktor. Statystycznie na jedną kobietę w Sudanie Południowym przypada 6,7 dzieci. Według przyjętych norm społecznych dobra żona i matka powinna rodzić dziecko raz na trzy lata aż do menopauzy. "Ja urodziłam pierwsze dziecko, mając 13 lat - mówi Amal, matka pięciorga dzieci. - Jestem zmęczona, chciałabym, żeby wszystkie dzieci były wykształcone, a to kosztuje. Mnie się nie udało skończyć żadnej szkoły. Kiedy idę do banku, zawsze zabieram ze sobą syna, ponieważ on potrafi już czytać i pisać. Ja nie". W Sudanie Południowym analfabetyzmem dotkniętych jest 84 proc. kobiet. Do najmłodszej stolicy świata powoli dociera moda na posiadanie mniejszej liczby potomstwa. Wykształcone kobiety chcą pracować, posłać dzieci do szkoły i mieć chwilę dla siebie. W stolicy ustawiają się pierwsze kolejki w klinice prowadzonej przez Marie Stopes International (MSI) - organizację specjalizującą się w propagowaniu metod planowania rodziny. To tu, na przedmieściach Dżuby, wiele kobiet po raz pierwszy w życiu słyszy słowo antykoncepcja. "Chciałabym mieć w życiu wybór i odpocząć przez chwilę. Kocham piątkę moich dzieci najbardziej na świecie, ale muszę odpocząć" - mówi PAP Jeina, spotkana pod kliniką MSI. "Jednak nie wiem, co powie mój mąż, jego sobie też sama nie wybrałam, zrobiła to za mnie rodzina" - dodaje, wbijając wzrok w ziemię. Na świecie codziennie w wyniku komplikacji przy porodzie umiera 800 kobiet. W 99 proc. przypadków - w krajach rozwijających się. Z raportów wynika, że w ciągu 20 lat (1990-2010) śmiertelność ta zmniejszyła się niemal o połowę. Republika Sudanu Południowego proklamowała niepodległość na mocy porozumień pokojowych, które w 2005 r. zakończyły trwającą 22 lata wojnę domową w Sudanie. W najdłuższej wojnie domowej w Afryce zginęły ponad 2,5 mln ludzi, a 4 mln były zmuszone uciekać ze swoich domów. Z Dżuby Julia Prus