"To, co dla Polaków było najważniejsze na szczycie klimatycznym UE pokazywały spinki do koszuli jednego z delegatów: były z czarnego, połyskującego węgla kamiennego - oczywiście z Polski. "W kraju będziemy musieli jakoś uzasadnić wyniki szczytu', zaznaczył mężczyzna z uśmieszkiem na twarzy", pisze w swym komentarzu tygodnik "Die Zeit", który twierdzi, że "Premier Ewa Kopacz nie będzie miała z tym uzasadnieniem najmniejszego problemu. Jest to jej pierwszy unijny szczyt - i dla swojego kraju, pozyskującego 90 proc. energii elektrycznej z węgla kamiennego, mogła dużo ugrać. (...) Polsce, wraz z Wielką Brytanią i kilkoma innymi państwami udało się storpedować dwa ważne cele energetyczne", pisze tygodnik i wyjaśnia szczegóły. Oszczędność potraktowano po macoszemu Udział energii ze źródeł odnawialnych w miksie energetycznym ma w UE w roku 2030 wynosić 'przynajmniej 27 proc' i cel ten jest obligatoryjny. Niemcy już na przedpolu forsowały 30 proc., ale musiały w tym punkcie pójść na kompromis. Kanclerz Merkel pomimo to sprzedaje ten wynik jako sukces: dzięki niepozornemu słówku 'przynajmniej' państwa członkowskie mogą z powodzeniem przekraczać owe 27 proc. A to, kiedy pomyśli się kilka kroków dalej, w konsekwencji może być ważne dla niemieckich producentów energii wiatrowej i solarnej. "Do tego oszczędzanie energii, jakby nie było najprostszy sposób redukcji emisji CO2 i uniezależnienia się od importu gazu i ropy, zostało potraktowane przez szefów europejskich państw i rządów jak w przeszłości, czyli wyjątkowo po macoszemu. Ustalone cele są niezobowiązujące; do roku 2030 wydajność energetyczna ma wzrosnąć o co najmniej 27 proc. - początkowo myślano o 30 proc. (...) Ustalenia szczytu pokazują, że zanikła wola szefów państw i rządów dokonania ambitniejszych ustaleń odnośnie ochrony klimatu", twierdzi "Die Zeit" i wyjaśnia: "Zbyt rozbieżne są interesy państw członkowskich. Za jednomyślność na szczycie trzeba było zapłacić drogimi ustępstwami. Dokument końcowy wymienia szereg wzajemnych świadczeń, koniecznych dla uzyskania zgody krytycznych państw, jak np. Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Węgry, Bułgaria, Rumunia, Słowacja). Otrzymają one dodatkowe wpływy z handlu prawami do emisji, które będą mogły zainwestować w poprawę infrastruktury energetycznej. Albo przeznaczyć na lepszą rozbudowę sieci przesyłowych energii elektrycznej i gazu ziemnego. Wszelkie dodatkowe zapisy pozwalają szefom państw i rządów na trzymanie otwartej tylnej furtki: wszystkie uchwały opatrzone są zastrzeżeniem, że będą one jeszcze raz poddane pod obrady na globalnym szczycie klimatycznym w przyszłym roku w Paryżu. Na Polskę trzeba było brać szczególny wzgląd, ponieważ nowa pani premier wracając do kraju chciała wylegitymować się sukcesem. Ale czy była jakaś alternatywa? Gdyby uchwałę odłożono na później, dla Ewy Kopacz nie byłoby to takie proste. W przyszłym roku w Polsce odbędą się wybory parlamentarne i prezydenckie. I polska premier domagałaby się jeszcze większych ustępstw dla dobra swoich rodaków i polskich górników. Czyli lepszy był obecny, dość kosztowny minimalny konsensus". opr.: Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle