"Wojna w Ukrainie spowodowała coś zdumiewającego: Polacy przyjęli uchodźców z otwartymi ramionami. I przekonali się, że migracje nie są czymś diabelskim. To może znów trochę zbliżyć upartych dotąd Polaków do Zachodu UE" - pisze w środę "Die Welt". Autor komentarza Thomas Schmid przypomina, że "jeszcze w 2015 roku i następnych latach sytuacja w Polsce wyglądała inaczej". "Konserwatywny, trzymający się ideału katolicko-etnicznego narodu rząd PiS robił wszystko, co w jego mocy, by odeprzeć uchodźców. Szorstko odrzucał wszelkie żądania innych krajów UE, by uczestniczyć w podziale uchodźców. I robił to za pomocą argumentów, które mogłyby pochodzić równie dobrze od niemieckiej AfD: muzułmanie nie mają w Polsce czego szukać" - pisze Schmid. Zauważa, że ta polityka spotykała się z poparciem części społeczeństwa dużo większej niż elektorat partii rządzącej, a Zachód z rezygnacją zaczął godzić się z tym, że "Polska, podobnie jak Węgry, jest krajem wrogim migrantom i tak pozostanie". Niesłabnąca gotowość do pomocy "A teraz, wiosną 2022 roku, stało się to: Gdy pierwsi ukraińscy uchodźcy dotarli do granicy Polski, wielu ludzi pospieszyło z pomocą, zaopatrywało uchodźców w żywność i ubrania, przyjęło ich do domów bez zbędnej biurokracji i pomagało im w urzędach czy szukaniu szkoły i pracy" - wylicza komentator. Zaznacza, że gotowość do pomocy uchodźcom wciąż jest w Polsce ogromna. "Jak zawsze w przypadku migracji, są też konflikty. Ale jak dotąd nastroje się nie zmieniły. Skrajnej prawicy nie udaje się zbić kapitału politycznego na trudnościach i sporach, które są nieuniknionym następstwem każdego szybkiego i dużego wzrostu liczby ludności" - pisze Schmid. "Na tle rozpowszechnionej dotąd w Polsce fobii przed uchodźcami jest to mały albo średniej wielkości cud" - ocenia. I dodaje, że niektórzy nieprzekonani mogą tłumaczyć tę zmianę tym, że Polskę i Ukrainę łączy wrogość wobec Rosji, a Ukraińcy nie są dla Polaków obcymi, a sąsiadami. W ocenie niemieckiego dziennikarza argument ten całkowicie pomija "historycznie bardzo trudne i obciążone relacje między Polakami a Ukraińcami". Trudna przeszłość zeszła na dalszy plan Schmid przypomina o krwawych konfliktach po I wojnie światowej i w czasie II wojny światowej, w tym o rzezi wołyńskiej. I pisze, że jeszcze nie tak dawno Ukraina była jednym z najbardziej nielubianych narodów wśród Polaków - "na przedostatnim miejscu między Białorusią a Rosją". Zmieniło się to, bo - jak ocenia Schmid - "aktualne straszne doświadczenia ukraińskich sąsiadów poruszyły i przestraszyły Polaków". "Nagle dawne cierpienia utraciły moc kształtowania świadomości. Nagle empatia dla uchodźców z kraju, z którym niegdyś byli poróżnieni, stała się możliwa, a nawet nieodparta" - ocenia Schmid. Autor wyraża nadzieję, że "Polacy przekonają się, iż czymś mądrym i ludzkim jest, by nie zamykać się całkowicie na migracje". "Oczywiście Polska nadal powstrzymuje drastycznymi metodami uchodźców, których Łukaszenka próbuje przemycać przez polską granicę. Ale i tu rodzi się refleksja, że kategoryczne trwanie przy katolicko-narodowej 'czystości’ nie może być ostatnim słowem. Również to może być nieoczekiwanym, ale i pięknym efektem ubocznym okropnej wojny, którą rozpętał Putin" - ocenia Schmid.