Gazeta zaznacza, że kilka dni po wyborach w Polsce Warszawę odwiedził amerykański wiceminister obrony Ryan D. Mccarthy, odpowiedzialny za cywilną kontrolę nad armią. "Rozmawiałem z ministrem Błaszczakiem o negocjacjach na temat umowy o współpracy obronnej (DCA - Defense Cooperation Agreement), a także o tym, jak możemy ostatecznie sprostać swojej części tej umowy" - mówi, cytowany przez "DGP", amerykański wiceminister obrony. Mccarthy podczas spotkania dodał, że obecność Amerykanów w Polsce zwiększona zostanie o tysiąc żołnierzy. Zapytany, czy ten kontyngent przyjedzie z Niemiec - o czym dwa razy w amerykańskich mediach wspominał Donald Trump przy okazji deklaracji zmniejszenia obecności USA w RFN - Mccarthy zadeklarował, że tysiąc, o którym mówi, nie ma związku z tym, o czym wspominał Trump. Odnosi się on natomiast do żołnierzy, co do których polski i amerykański prezydent umówili się w Waszyngtonie 18 miesięcy temu. Amerykański polityk unikał konkretnej odpowiedzi na pytanie, jak należy rozumieć słowa Trumpa na temat przeniesienia wojsk z RFN do Polski - czytamy. Jak podaje dziennik, w Waszyngtonie panuje przekonanie, że za decyzją Donalda Trumpa stoi Richard Grenell, do niedawna ambasador USA w Berlinie, który przez kilka miesięcy w tym roku pełnił obowiązki dyrektora Wywiadu Narodowego, a teraz zajmuje się kampanią wyborczą prezydenta. Ten republikański konsultant i dyplomata nie ukrywał publicznie swojej niechęci do rządu i decyzji Angeli Merkel. Niewykluczone, że Mark Esper - obecny szef Pentagonu - wstrzymuje się z realizacją deklaracji prezydenta, bo czeka na wynik listopadowych wyborów w USA. Jeśli Trump przegra, sytuacja niemal na pewno się zmieni, a w Niemczech zostanie utrzymane status quo. Jeśli wygra - jego decyzję o relokacji do Polski wykona już nowy szef Pentagonu - informuje "DGP". Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej".