Na wschodniej Ukrainie nadal umierają ludzie, tak jakby w ogóle nie było ogłoszonego pół roku temu w Mińsku procesu pokojowego. To, że w święto niepodległości swojego kraju ukraiński prezydent pospieszył do Berlina pokazuje, jak poważna jest ta sytuacja. W bolesny sposób Ukraina doświadcza w tej chwili, jak cenne i jednocześnie zagrożone jest jest prawo do samostanowienia. Poza tym naród ukraiński wspomina w tych dniach bitwę o Iłowajsk sprzed roku. Setki Ukraińców zginęło wtedy w zasadzce. Rosja przyszła z pomocą separatystom wysyłyjąc przez granicę żołnierzy. Najpóźniej wtedy stało się jasne - Kreml jest stroną w tym konflikcie, nawet jeśli temu do dzisiaj zaprzecza. Razem z kanclerz Angelą Merkel i prezydentem Francji Francois'em Hollande'm Petro Poroszenko opowiedział się za rozwiązaniem politycznym. Ale wszyscy wiedzą, że bez Rosji na wschodniej Ukrainie pokoju nie będzie. W czasie negocjacji w Mińsku przy stole negocjacyjnym siedział prezydent Rosji Władimir Putin. Kilka dni później separatyści rozpoczęli nową ofensywę - znów z poparciem Rosji i pomimo czczych obietnic Putina. Mińsk bez perspektyw Postanowione w Mińsku zawieszenie broni tak naprawdę nigdy nie zostało zrealizowane. Nie wycofano ciężkiej broni z linii frontu. I ciągle jeszcze na ukraińskiej granicy stacjonowanych jest dziesiątki tysięcy rosyjskich żolnierzy. W każdej chwili mogą wkroczyć na Ukrainę pod pretekstem interwencji humanitarnej. W takich warunkach porozumienie z Mińska nie ma szans na powodzenie. Jeśli ważne punkty z wojskowej części porozumienia - zawieszenie broni i wycofanie ciężkiego sprzętu - nie zostało do dziś zrealizowane, to jak mają zostać zrealizowane dalekosiężne założenia polityczne? Ukraińcy musieli pójść na wielkie ustępstwa. Już za tydzień parlament w Kijowie ma zatwierdzić zmianę konstytucji, która spowoduje przyznanie Donbasowi z końcem roku daleko idącej autonomii. Przedtem, w październiku, w całej Ukrainie mają zostać przeprowadzone wybory - także w regionie konfliktu. Niedotrzymane warunki Pod względem politycznym wszystkie te kroki są potrzebne aby pogodzić interesy zwaśnionych stron. Jednak nic nie przemawia obecnie za tym, by w okupowanym Donbasie mogły zostać przeprowadzone wolne wybory, które umożliwiłyby legitymizację autonomii. Wprost przeciwnie - separatyści zapowiedzieli już własne głosowanie, według swoich reguł. Ukraińska ordynacja wyborcza się nie liczy. Atmosfera jest podsycana przez ekstremistów. Wysłannicy OBWE stali się w ubiegłych tygodniach celem ataków, mimo, że są nieuzbrojeni i ich zadaniem jest jedynie obserwowanie, czy zawieszenie broni jest dotrzymywane. Tamczasem Rosja milczy. Gdzie indziej dolewa nawet oliwy do ognia. W zeszłym tygodniu Putin odwiedził zaanektowany przez jego państwo Półwysep Krymski. Zamiast zaangażować się na rzecz politycznego rozwiązania konfliktu, wszedł na pokład batyskafu i zanurzył się. A kiedy się wynurzył obarczył Zachód odpowiedzialnością za walki toczące się we wschodniej Ukrainie. Putin na dnie To, że szef Kremla miał czelność pojechać na Krym, nie wywołało w Europie żadnego protestu. Podwodniak z Rosji pozostaje na kursie konfrontacji. Korzysta na tym, że Poroszenko w swoim kraju coraz bardziej konfrontowany jest z krytyką, zarzucającą mu zbytnią uległość i skłonność do kompromisu w negocjacjach - także ze strony prozachodnich sił, wśród których mowa jest także o europejskich naciskach na Ukrainę. Ta krytyka, która skierowana jest szczególnie przeciwko Berlinowi, jest nie do końca sprawiedliwa. Ustępstwa są potrzebne, jeśli proces pokojowy ma zostać przywrócony. Berlin, Paryż i Kijów stawiają na rozwiązanie polityczne. Tylko miłośnikowi podwodnych krajobrazów zdaje się to być obojętne. Bernd Johann tłum. Bartosz Dudek