Unijni ministrowie w Radzie UE dyskutowali w środę o jednym z najdrażliwszych projektów w Unii - nowelizacji dyrektywy gazowej. Zaproponowane jesienią 2017 r. przepisy, rozszerzyłyby reguły UE o gazociągi łącznikowe (wiodące spoza Unii), które nie pozwalają dostawcom gazu na jednoczesne pełnienie roli operatora rurociągów. Gazprom musiałby wtedy dopuścić do Nord Stream 2 inne firmy zainteresowane transportem, a przesył rurą z Rosji przez Bałtyk do Niemiec byłby podporządkowany niezależnemu operatorowi. Uczyniłoby to inwestycję znacznie mniej atrakcyjną dla Gazpromu i - zdaniem wielu ekspertów - zagroziłoby budowie Nord Stream 2. Projekt nowelizacji ma niezbędną większość w Parlamencie Europejskim, ale prace w Radzie UE (ministrowie krajów Unii) nie posuwały się naprzód, zarówno pod rządami prezydencji bułgarskiej (I półrocze 2018 r.), jak i austriackiej (obecne półrocze). "Opinie krajów Unii nadal są bardzo zróżnicowane. Podejmowaliśmy próby, ale nie udało się osiągnąć postępu" - tłumaczyła w środę austriacka minister Elisabeth Köstinger. Jednak przeciwnicy Nord Stream 2 oskarżają Bułgarię i Austrię o sabotowanie prac, by nie zaszkodzić nowej bałtyckiej rurze. Rumunia daje nadzieję Warszawie "Dopiero rumuńska prezydencja (od stycznia 2019 r.) to okienko czasowe z ostatnią szansą na sfinalizowanie prac, by zablokować Nord Stream 2" - tłumaczy nam środkowoeuropejski dyplomata. Podczas debaty Rady UE Rumuni zapewniali, że chcą błyskawicznie ruszyć z nowelizacją.Problem w tym, że mają niewiele czasu. Nowe prawo musi zostać zatwierdzone zarówno przez Radę UE i Parlament Europejski. Aby europosłowie zdążyli w tej kadencji, Rada UE musiałaby zatwierdzić projekt na początku lutego. Jeśli nowelizacja przesunie się na kolejną kadencję europarlamentu i nie będzie dużych opóźnień w budowie Nord Stream 2, wtedy nowe prawo UE nie obejmie już tego projektu. W finansowaniu Nord Stream 2 uczestniczą niemieckie koncerny Uniper i Wintershall oraz francuski Engie, austriacki OMV i brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell (zagraniczne koncerny zamierzają pokryć połowę szacowanych na 9,5 mld euro kosztów projektu). Pomimo niedawnej eskalacji na Morzu Azowskim i publicznej debaty o Nord Stream 2 w Niemczech, środowe posiedzenie Rady UE potwierdziło stare linie podziału. Za przyspieszeniem i zatwierdzeniem nowelizacji opowiedziało się 12 ministrów. Stanowczo przeciw byli ministrowie z Niemiec, Holandii i Bułgarii. Silna koalicja wokół Niemiec "Jesteśmy za umacnianiem wspólnego rynku gazu. Ważne są terminale LNG, które wspiera rząd Niemiec. Ale także bezpieczne dostawy spoza Unii. Dlatego rozmawiamy i z Rosją, i z Ukrainą" - powiedział niemiecki minister Andreas Scheuer. Natomiast Holender ostrzegał, że nowelizacja jest wymierzona w projekt w trakcie realizacji, co bardzo pogorszyłaby nastroje inwestycyjne w UE. "Deklaracja Rumunii o przyspieszeniu prac daje nadzieję, że uda nam się uzyskać decyzję w sprawie dyrektywy gazowej" - tak z kolei po obradach mówił polski minister Krzysztof Tchórzewski. W Radzie UE milczeli Węgrzy i Czesi (ku zadowoleniu Polaków, bo oba kraje popierają Nord Stream 2 i byłaby to kolejna manifestacja niespójności Grupy Wyszehradzkiej), a także m.in. Francuzi i Hiszpanie. Polska dyplomacja nie traci nadziei, że gdy Rumunii wreszcie uda się doprowadzić do głosowania, to kilka dużych państw Unii przemyśli swój dotychczasowy sprzeciw wobec nowelizacji. "To ogromny optymizm ze strony Polski. Niemcy są już teraz przekonani, że nowelizacja by upadła. Nie ma potrzebnej większości. Francuzi - choć teraz milczą - mają zagłosować jak Niemcy" - mówi nam zachodni dyplomata UE zaangażowany w politykę energetyczną. Ryzyko zależności od Rosji Nowelizacja potrzebowałaby większości kwalifikowanej, czyli co najmniej 55 krajów Unii reprezentujących 65 proc. ludności UE. Ponadto niemiecka dyplomacja przekonuje teraz w Brukseli, że ewentualne sankcje USA wobec Nord Stream 2 zapewne byłyby skrojone tak, że już nie zaszkodziłyby budowie. Podobnie jak do przełknięcia przez Gazprom miałaby być wciąż niewykluczona decyzja Danii, wymuszająca modyfikację trasy Nord Stream 2 tak, by ominąć duńskie wody. Zdaniem zwolenników Nord Stream 2 rura zwiększyłaby bezpieczeństwo dostaw taniego gazu, a dzięki kooperacji gospodarczej dawałaby szanse na polepszenie relacji UE z Rosją. Przeciwnicy, jak Polska, podkreślają ryzyko zwiększenia zależności energetycznej od Rosji, co dałoby w przyszłości Moskwie narzędzie do politycznych nacisków m.in. na Niemcy. Ponadto Nord Stream 2 technicznie pozwoliłby Gazpromowi na uniknięcie tranzytu przez Ukrainę, a to oznaczałoby dla Kijowa utratę dochodów i ryzyko odcinania dostaw. Tomasz BieleckiRedakcja Polska "Deutsche Welle"