Kilkudziesięciu protestujących zebrało się przed dawnym budynkiem sądu, mieszczącym obecnie państwowe urzędy, a następnie przystawiło drabinę do pomnika z 1924 roku, przedstawiającego żołnierza z bronią w ręku, zarzuciło mu pętlę na głowę i ciągnąc za linę, zrzuciło pomnik z cokołu. Część demonstrantów robiła sobie zdjęcia, siedząc lub stojąc na obalonej rzeźbie. Radiowozy wyłączyły pobliską ulicę z ruchu. Funkcjonariusze nie interweniowali, część z nich jedynie nagrywała wydarzenia. Gdy zapadł zmierzch, uczestnicy protestu spokojnie rozeszli się do domów. Organizatorzy demonstracji oświadczyli, że odbyła się ona w proteście przeciw sobotniemu wiecowi białych nacjonalistów w Charlottesville w stanie Wirginia, gdzie doszło do starć z uczestnikami kontrdemonstracji, a jedna osoba zginęła pod kołami samochodu, który wjechał w tłum zachowujących się pokojowo kontrdemonstrantów. Rasistowski wiec odbywał się w proteście przeciw planowanemu przez władze miejskie usunięciu pomnika generała Roberta E. Lee, dowódcy wojsk Konfederacji w czasie wojny secesyjnej. Wydarzenia w Wirginii sprawiły, że w sąsiedniej Karolinie Północnej na nowo rozgorzała debata o usuwaniu z przestrzeni publicznej pomników i innych symboli Konfederacji, która podczas wojny secesyjnej (1861-1865) walczyła m.in. o zachowanie niewolnictwa - pisze AP. Od 2015 roku w tym stanie obowiązuje jednak prawo, które zakazuje usuwania takich obiektów z przestrzeni publicznej bez zgody władz stanowych. W reakcji na obalenie pomnika demokratyczny gubernator Roy Cooper napisał na Twitterze: "Rasizm i zabójcza przemoc w Charlottesville są nie do przyjęcia, ale są lepsze sposoby na usuwanie takich pomników".