Zaciskanie pasa, to wymóg narzucony pogrążonej w długach Grecji, w zamian za pakiety ratunkowe przyznawane jej przez partnerów ze strefy euro i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Na program oszczędności nalegają przede wszystkim Niemcy, pierwszy europejski kredytodawca. We wtorek od rana centrum miasta było opustoszałe, rejonu wokół ambasady Niemiec i rządowych gmachów strzegą policjanci. Manifestacje przeciwko środkom oszczędnościowym dławiącym od trzech lat Grecję zapowiedziały lewica, związki zawodowe i partie prawicowo-najonalistyczne. Policja zakazała protestów w większej części śródmieścia Aten. W gotowości jest 7 tys. policjantów, w tym jednostki antyterrorystyczne i snajperzy. - Merkel powinna jechać do domu. Po co tu przyjeżdża? Już dość nam dopiekła - mówi 50-letnia Mina Botsi, bezrobotna matka dwojga dzieci. - Jedyne, czego Merkel chce, to coraz większych oszczędności. Nie możemy już tak dalej". We wtorek rano obok ministerstwa finansów, miejsca wyznaczonego przez dwie największe centrale związkowe GSEE i Adedy na początek protestu, widniał transparent z hasłem "Wszyscy razem możemy anulować te środki (oszczędności)". Demonstrację zaplanowano tuż przed spotkaniem pani Merkel z greckim premierem Antonisem Samarasem. W związku ze środkami bezpieczeństwa i planowanymi demonstracjami w centrum Aten będą we wtorek kłopoty z komunikacja miejską. Kierowcy autobusów i trolejbusów mają strajkować przeciwko dalszym planowanym oszczędnościom od 13 do 18. Policja zaś nakazała zamknięcie od godziny 12, aż do wyjazdu Merkel, stacji metra w rejonie centralnego placu Syntagma, który jest sercem stolicy. Ze względów bezpieczeństwa na placu Syntagma, gdzie po południu też zaczynała się manifestacja, zlikwidowano kawiarniane ogródki. Zdecydowane hasła i rozczarowanie Transparenty głosiły "Nie dla IV Rzeszy!", "Precz z imperialistami". Część zbierających się uczestników manifestacji niosło tablice z przekreśloną niemiecką swastyką, by zaprotestować w ten sposób przeciwko wizycie kanclerz Niemiec, odczytywanej jako gest poparcia dla koalicyjnego rządu Grecji. Z kolei przed budynkiem parlamentu transparent w kolorach niemieckiej flagi głosił: "Nie płacz Angelo" ze zmodyfikowanym cytatem z wiersza Bertolta Brechta. Pani kanclerz niedawno okazała więcej zrozumienia dla Greków: - Moje serce krwawi na widok nałożonych na kraj oszczędności - powiedziała. - Ta wizyta to dolewanie oliwy do ognia, ludzie są bardzo źli, jeśliby chciała pomóc Grecji, zrobiłaby to wcześniej - mówi 58-letni Koroneu Wana, właściciel sklepu z torbami niemieckiej marki niedaleko punktu zbornego wiecu protestacyjnego głównej partii opozycyjnej radykalnej lewicy SYRIZA. - Niczego się nie spodziewamy po tej wizycie - mówi nauczyciel Tassos, uczestnik manifestacji na placu Syntagma. - Mamy katastrofę z powodu Unii Europejskiej, więc nie jest to strona, która będzie nas ratować. Eleni Ninakaki, psycholożka, wypowiada się bardziej zdecydowanie przeciwko "niemieckiemu kapitałowi", którego celem według niej jest "wykorzystanie wszystkich zasobów produkcyjnych kraju, nawet energii z ogniw fotowoltaicznych". I dodaje: "A my będziemy harować jak niewolnicy Europy w interesie kapitału niemieckiego i kapitału europejskiego". W nocy z poniedziałku na wtorek internetowe strony rządu greckiego i prezydenta zaatakowali hakerzy Anonimous, którzy zostawili na nich wiadomość krytykującą "obojętność" oficjeli wobec samobójstw, bezrobotnych i bezdomnych, pozostawionych przez trzy lata oszczędności i pięć lat recesji. Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Teraz tonie Grecja. Kto następny?"