Przed gmachem parlamentu, który rozpoczął w poniedziałek swą wiosenną sesję, zgromadziło się około 1,5 tys. bezrobotnych, osób pobierających zasiłki socjalne oraz przedstawicieli opozycyjnej lewicy. Kilkuset spośród demonstrantów było uczestnikami pieszych tak zwanych marszów głodowych, które dotarły w poniedziałek do stolicy z 12 miast Węgier. Protestujący żądali zdecydowanej walki z bezrobociem i zwiększenia zasiłków socjalnych. - Nie jesteśmy w stanie opłacić czynszu, kosztów energii i zakupów żywności - mówili uczestnicy zgromadzenia. Przed południem grupa studentów zablokowała prowadzenie zajęć na stołecznym Uniwersytecie Loranda Eotvosa. Wieczorem studenci i wykładowcy z całych Węgier protestowali na placu Ferenca Deaka w pobliżu parlamentu. Bodźcem do protestu stało się 50-procentowe obniżenie państwowych dotacji dla budapeszteńskiego uniwersytetu w porównaniu z ubiegłym rokiem. Studenci obawiają się, że dojdzie do zwalniania nauczycieli akademickich i ograniczenia naboru na tę uczelnię. Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym ogranicza bowiem liczbę osób bezpłatnie studiujących na państwowych uniwersytetach do 10 tys. Absolwenci państwowych uczelni będą musieli również odpracować w kraju dwukrotność czasu studiów, a jeśli zaraz po dyplomie wyjadą za granicę, zostaną obciążeni połową kosztów kształcenia. - To oburzające, że grupa agitatorów blokuje wyższą uczelnię - oświadczyła odpowiedzialna za sprawy edukacji w ministerstwie spraw społecznych, kultury i oświaty Rozsa Hoffmann. Podkreśliła, że pracownicy ministerstwa prowadzą intensywne rozmowy z przedstawicielami Węgierskiej Unii Studentów i "problemy środowiska akademickiego są sukcesywnie rozwiązywane". Podczas obu demonstracji premier Viktor Orban relacjonował w parlamencie przebieg niedawnego unijnego szczytu budżetowego w Brukseli, uznając jego wyniki za sukces węgierskiej dyplomacji. Z Budapesztu Andrzej Niewiadowski