Centralna Komisja Wyborcza kończy liczenie głosów. Według cząstkowych danych, koalicja opozycyjna "Gruzińskie marzenie" dostała ponad 55-procentowe poparcie, a partia rządząca Ruch Narodowy około 40 procent. Wybory do parlamentu Gruzji odbywały się systemem mieszanym. Na 150 posłów 77 wybierano z list partyjnych, a 73 - w jednomandatowych okręgach wyborczych. Dane procentowe w szczególności dotyczą wyborów partyjnych. Natomiast w bezpośrednich nie wszystko jest jasne. Komisja zastanawia się, czy w 10 obwodach nie unieważnić wyników głosowania. Na tym tle dochodzi do nieporozumień między głównymi wyborczymi konkurentami. W sześciu miastach "Gruzińskie marzenie" oprotestowało wyniki głosowania w jednomandatowych okręgach wyborczych. Tam - według komisji - zdobyli większość kandydaci partii prezydenta Michaila Saakaszwilego. Jak informują lokalne media oraz odwiedzający te miejsca zagraniczni dyplomaci, tłum zwolenników miliardera Bidziny Iwaniszwilego próbuje zmusić komisje do zmiany werdyktu. Członkowie komisji są zastraszani. Grozi się im pobiciem, utratą pracy, gdy opozycja przejmie władze. Przed lokalami wyborczymi gromadzą się rozkrzyczani opozycjoniści, którzy zapowiadają, że nie odejdą, dopóki ich kandydat nie zostanie uznany za zwycięzcę. W niektórych miejscach komisje przerwały pracę w obawie o bezpieczeństwo. - Boimy się i nie możemy pracować pod presją fizyczną i psychologiczną - mówią członkowie tych komisji. Obserwatorzy Zgromadzenia Parlamentarnego NATO już oświadczyli, że tego typu działania rzucają cień na demokratyczność procesu wyborczego. - Gruzini muszą zrozumieć, że komisje wyborcze muszą doprowadzić swoją pracę do końca - podkreślają zachodni dyplomaci. Ambasador Unii Europejskiej w Gruzji Filip Dimitrow oświadczył, że "wyjątkowo ważne jest to, iż Gruzja dostała dobrą ocenę od zagranicznych obserwatorów za przebieg procesu wyborczego. Teraz ze smutkiem dowiadujemy się, że w różnych częściach Gruzji są jakieś spory i dyskusje. Jeśli Gruzja chce być państwem europejskim, to cały proces wyborczy od początku do końca musi być przeprowadzony pod znakiem wyższości prawa". Jak ta sytuacja zostanie rozwiązana - na razie nie wiadomo. Lider "Gruzińskiego marzenia" Bidzina Iwaniszwili nie wezwał swoich zwolenników do zaprzestania agresywnych zachowań. W dzień po wyborach misje obserwacyjne, w tym polskiego Sejmu, uznały wybory za demokratyczne. Gruzińscy politolodzy twierdzą, że to nie koniec sporów o przejęcie władzy. Przewidują, że najtrudniejszy okres jeszcze przed ich krajem, gdy zwycięska opozycja zacznie formować rząd i ujawni plany wydatkowania pieniędzy z budżetu państwa.