Na Kapitolu odbyła się tradycyjna ceremonia zaprzysiężenia nowych senatorów i kongresmanów, wybranych w listopadowych wyborach. Przewodnictwo Izby Reprezentantów po raz pierwszy w historii kraju objęła kobieta, demokratyczna kongresmanka Nancy Pelosi z San Francisco w Kalifornii. Demokraci zapowiedzieli, że już w pierwszych dniach obrad nowego, 110. Kongresu uchwalą ustawy, które obiecywali w swojej kampanii wyborczej. Ma to jednak nastąpić dopiero w przyszłym tygodniu. Planuje się najpierw uchwalenie ustawy o podwyżce płacy minimalnej, rozszerzeniu zakresu badań medycznych z użyciem komórek macierzystych (których federalne finansowanie było blokowane przez Republikanów i prezydenta Busha), obniżenie procentów od subsydiowanych przez państwo pożyczek dla studentów oraz reformę lobbingu. Demokraci deklarują też wolę ograniczenia wydatków budżetowych, m.in. przez restrykcje wobec praktyki uchwalania poprawek do ustaw w ostatniej chwili i bez odpowiedniej dyskusji. Członkowie Kongresu tradycyjnie "przemycają" w ten sposób ukradkiem wydatki nie uzasadnione dobrem kraju, lecz podyktowane partykularnymi interesami poszczególnych okręgów wyborczych. Demokratyczny plan ustawowego "blitzkriegu" spotkał się z gniewem Republikanów. Przypomnieli oni, że uchwalenie ustaw powinna poprzedzać wyczerpująca debata, a czasem przesłuchania przed komisjami. W szybkim trybie legislacyjnym Republikanie nie będą mogli dołączać nawet swoich poprawek do ustaw. Oskarżyli oni Demokratów, że zaprzeczają swoim własnym obietnicom, że będą współpracowali z parlamentarną mniejszością. Demokraci będą jednak musieli iść na kompromisy z opozycją, ponieważ posiadana przez nich większość jest w obu izbach nieznaczna. Daje ona kontrolę nad procesem legislacyjnym i komisjami, ale pozwoli Republikanom w Senacie na blokowanie ustaw metodą "filibuster", czyli niedopuszczania do głosowania przez przedłużanie debaty w nieskończoność. Debatę taką można przerwać większością co najmniej 60 głosów, tymczasem obecnie Demokraci dominują w Senacie w stosunku 51 do 49. Szczególny problem dla Demokratów stanowi wojna w Iraku. W środę, podczas konferencji prasowej demokratycznych liderów, na salę wtargnęli demonstranci z nieoficjalną przywódczynią ruchu antywojennego Cindy Sheehan. Skandując hasła domagające się wstrzymania funduszy na wojnę, przez kilka minut nie dopuszczali oni polityków do głosu. Demokraci wzywają do wycofania wojsk z Iraku, ale - poza garstką kongresmanów z demokratycznej lewicy, jak Dennnis Kucinich - nie chcą obcinać funduszy na wojsko, rozumiejąc, jak niepopularne byłoby to posunięcie. Przywódcy demokratyczni - jak uważają komentatorzy - w ogóle wolą nie ruszać na razie sprawy Iraku i skupić się na kwestiach krajowych.