Przed sądem w Monachium, gdzie od poniedziałku toczy się proces 89-letniego domniemanego byłego strażnika w Sobiborze, odczytano akt oskarżenia przeciwko niemu. Demjaniukowi zarzuca się pomoc w zamordowaniu 27.900 tysięcy Żydów, wywiezionych do Sobiboru w 1943 r. Dotychczas nie udowodniono mu popełnienia konkretnych zbrodni. Oskarżenie opierało się na argumencie, że celem obozu w Sobiborze była wyłącznie zagłada. Jedynym zadaniem tam pracujących była pomoc w mordzie na mężczyznach, kobietach i dzieciach, przywiezionych z różnych krajów. W chwili przybycia transportów więźniów obecni musieli być wszyscy członkowie komanda. Przerywano inne zajęcia i każdy "brał udział w rutynowej procedurze zagłady" - argumentowali prokuratorzy Thomas Steinkraus-Koch i Hans-Joachim Lutz, cytowani przez dpa. Lutz powiedział, że po tym gdy oskarżony, jako żołnierz Armii Czerwonej, dostał się do niemieckiej niewoli, został wyszkolony na strażnika w obozie formacji SS w Trawnikach i w marcu 1943 r. odkomenderowany do Sobiboru. Według prokuratora Demjaniuk mógł uciec, lecz pozostał w obozie. - Ochoczo brał udział w zabijaniu Żydów, bo chciał ich śmierci z powodów rasowo-ideologicznych - powiedział Lutz. Demjaniuk nie odpowiedział na te zarzuty. Według relacji mediów, podobnie jak w poniedziałek przez większą część rozprawy miał zamknięte oczy. Wcześniej jego adwokat Ulrich Busch zażądał umorzenia procesu. Argumentował, iż Demjaniuk został poddany "przymusowej deportacji" z USA, choć jest śmiertelnie chory. Cierpi on na chorobę szpiku kostnego, która stanowi wstępne stadium białaczki. Ma też kłopoty z sercem i nadciśnienie. W poniedziałek biegli lekarze potwierdzili, że oskarżony może brać udział w rozprawach, lecz tylko w dwóch 90-minutowych sesjach dziennie. Adwokat uzasadniał wniosek o umorzenie postępowania również tym, że stawiane Demjaniukowi zarzuty podnoszono już podczas wcześniejszego procesu w Izraelu. Nikt nie może być sądzony dwa razy za to samo - argumentował Busch. W 1988 roku izraelski sąd skazał Demjaniuka na śmierć, uznając, że to on był oprawcą z Treblinki, nazywanym przez więźniów "Iwanem Groźnym". Sąd Najwyższy Izraela uchylił jednak w 1993 roku ten wyrok wobec braku wystarczających dowodów. Z dokumentów ujawnionych na początku lat 90. wynikało, że "Iwanem Groźnym" była inna osoba. Według adwokata niemiecki wymiar sprawiedliwości nie ma także jurysdykcji nad Demjaniukiem, który w hitlerowskich obozach nie był niemieckim funkcjonariuszem. Monachijski sąd odłożył rozpatrzenie wniosków obrońcy Demjaniuka na późniejszy termin.