Defence24: Moskwa przygotowuje konflikt hybrydowy z Wilnem. Wykorzysta litewskich Polaków?
Fala prowokacji rosyjskich wobec państw bałtyckich mająca związek z wojną toczącą się na Ukrainie sprawia, że coraz bardziej realny staje się scenariusz dokonania na ich terytorium działań o charakterze tzw. wojny hybrydowej. Dotychczasowe incydenty jakie miały miejsce, w tym np. internetowy żywot "Wileńskiej Republiki Ludowej", czy chuligańskie ataki na ambasadę RP w Wilnie, sugerują, że "osią narracyjną" działań podejmowanych przez Kreml będzie wykorzystywanie kwestii mniejszości polskiej na Litwie oraz trudnej historii polsko-litewskiej do destabilizowania całego regionu.
Sprawą zasadniczą dla wspomnianej problematyki jest kwestia wpływu Rosji na struktury Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, w tym jej lidera. Tym bardziej, że w ostatnim czasie ugrupowanie to przekształca się coraz wyraźniej w partię ogólnopaństwową (ze stricte etnicznej). Niestety środkiem do tego prowadzącym jest ścisła kooperacja z mniejszością rosyjską, co centrala w Moskwie może próbować wykorzystywać dla własnych celów.
Taką możliwość sugerują zresztą litewskie służby i politycy, choć do ich rewelacji należy pochodzić z wiadomych przyczyn z ostrożnością (były premier, Andriud Kubilius, twierdzi np. że kierownictwo AWPL ma bezpośredni kontakt z rosyjskimi oficjelami dzięki regularnym podróżom do Moskwy. Waldemar Tomaszewski, lider polskiej mniejszości, przyznał, że faktycznie bywał w tym mieście, ale w charakterze prywatnym, w związku z leczeniem syna).
Dużo bardziej niepokojące od informacji o pochodzeniu rządowym są rzeczywiste, weryfikowalne działania członków Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Wielu z nich w oficjalnych wypowiedziach sprzyja rosyjskiej wizji świata (np. poseł Zbiniew Jedziński, który wezwał NATO do bombardowania Kijowa). Prym w tym zakresie wiedzie jednak sam lider AWPL, Waldemar Tomaszewski, który w ostatnim czasie krytykował m.in. protesty na Majdanie, porównywał zajęcie Krymu do casusu Kosowa i paradował przyozdobiony w tzw. wstążkę gieorgijewską. Na duży odzew medialny natrafiła także jego kooperacja z czasopismem "Świat Bałtycki", które jest dedykowane rosyjskojęzycznym mieszkańcom państw bałtyckich. Na czele wspomnianego magazynu stoi Dmitrij Kondraszow, związany m.in. z agencją Regnum (jej twórca to Modest Kolerow, znajomy Władimira Putina zaangażowany np. we wspieranie polskich eurazjatów).
To zresztą niejedyna osoba z otoczenia Tomaszewskiego, ściśle związana z Kremlem. Asystentem lidera AWPL w Parlamencie Europejskim był do 2011 r. Wiktor Bałakin, eks-major KGB. Obecnie jego miejsce zajmuje natomiast Romualda Poszewieckaja, eks-dziennikarka prokremlowskiego Pierwogo Baltijsko Kanała. Na uwagę zasługuje także ilość podejrzanych działaczy startujących obecnie do Rady Miejskiej Wilna ze wspólnej listy AWPL i Sojuszu Rosyjskiego. Ich pierwsza grupa wywodzi się z byłej Partii Socjalistycznej stanowiącej de facto kontynuację (w nowych warunkach prawnych) dawnej partii komunistycznej. Druga grupa ma tymczasem swoje korzenie w Socjalistycznym Froncie Ludowym Algirdasa Paleckisa, bliskiego Kremlowi, zaprzeczającego udziałowi sowieckich komandosów w wydarzeniach 13 stycznia 1991 roku.
Analizując powyższe dane trudno dociec, czy postawa lidera AWPL, a także prominentnych działaczy wspomnianej formacji, to sprytna strategia polityczna obliczona na kooperację z rosyjską mniejszością, czy działania będące pochodną kremlowskich inspiracji. Jest to jednak obraz głęboko niepokojący, biorąc pod uwagę nasilającą się presję Rosji na kraje bałtyckie. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której litewscy Polacy staną się jej elementem. Przy czym po aneksji Krymu realne stają się najbardziej egzotyczne scenariusze, na czele z tymi w których ciemiężonej przez Wilno mniejszości, od lat zabiegającej o autonomię, przychodzą z "pomocą" wyposażone w polski sprzęt, choć nieoznakowane, oddziały militarne napływające z obwodu kaliningradzkiego.
Taka historia to również wymarzony cel dla rosyjskiej propagandy, która -tak jak w przypadku internetowej Wileńskiej Republiki Ludowej - szybko sięgnęłaby po symbole pokroju tak zwanego buntu Żeligowskiego.
To dlatego Litwa przygotowuje się na najgorsze. Pod koniec grudnia ub. litewski Sejm przyjął projekt regulacji, zezwalający na użycie siły przez wojsko w czasie pokoju w wypadku wystąpienia poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego (to mechanizm wymierzony w tzw. "zielone ludziki"). W lutym br. Wilno podjęło decyzję o podniesieniu zagrożenia terrorystycznego o jeden poziom, z najniższego do niskiego (oznacza to, że zamachy są mało prawdopodobne, ale możliwe). Ponadto w kraju nad Niemnem rozpoczęły się manewry "Współpraca 2015", w których uczestniczy 1800 żołnierzy. Mają one przećwiczyć przeciwdziałanie zagrożeniom wynikającym z tzw. wojny hybrydowej.
Nakreślona w niniejszym tekście sytuacja to duży test dla polsko-litewskich stosunków, które i tak bywają w ostatnim czasie nie najlepsze. Warszawa, wspierająca swoją mniejszość na Wileńszczyźnie w nowych realiach geopolitycznych, musi mocniej wsłuchiwać się w obawy Wilna (przede wszystkim rozwiązywać w najbliższym czasie problemy we wzajemnych relacjach na bazie rozmów dwustronnych, a nie skarg do instytucji międzynarodowych, które mogłyby zostać wykorzystane propagandowo przez Rosję). Dodajmy - dla własnego dobra - ponieważ trudno oceniać obecną politykę władz AWPL za zbieżną z interesami Rzeczpospolitej.
Wykorzystywanie mniejszości etnicznych w krajach dawniej podporządkowanych Moskwie, jest przez Kreml praktykowane powszechnie. Taki zamysł przyświecał zresztą także decyzji o pozostawieniu pewnej liczby Polaków na obszarze Litwy. Powinniśmy być tego świadomi, tym bardziej, że Rosja wykorzystywała polską społeczność na Wileńszczyźnie w spektakularny sposób podczas postępującego rozkładu ZSRS, ponad dwie dekady temu. Od tego czasu nie nastąpiła zasadnicza zmiana i Moskwa zachowuje wpływ na naszych rodaków dzięki mediom i coraz ściślejszej sieci zależności oplatającej ich liderów politycznych.
Piotr Maciążek