Przewodniczący większości grup politycznych nie mieli wątpliwości, iż strona internetowa niechętna i stygmatyzująca imigrantów godzi w podstawy Unii Europejskiej, a szczególnie w prawo do swobodnego przemieszczania się obywateli. Przewodniczący grupy chadeckiej Joseph Daul określił stronę jako "portal kryminalny". Posłowie żądali jasnej postawy holenderskiego rządu i wyraźnego odcięcia się od treści portalu. Przewodniczący liberałów Guy Ferhofstadt apelował do premiera holenderskiego rządu, by dał wyraźny sygnał sprzeciwu wobec tych "niewyobrażalnych w 21 wieku praktyk". Obywatele drugiej kategorii Korespondentka RMF FM rozmawiała z Polakami pracującymi w Bredzie i Tilburgu w Holandii. Jeden z jej rozmówców podkreślił, że wioząc córkę do szkoły usłyszał od niej pytanie: "Tato, czy to źle, że jesteśmy Polakami"? Inny nasz rodak dodaje: "To, co wielu ludzi brało za tolerancję, było obojętnością". "Mimo że jestem Polakiem, nie jestem psem, a tutaj różne rzeczy się dzieją" - podkreśla rozmówca dziennikarki RMF FM. Pracodawcy mają zupełną władzę nad pracownikami. "Jeżeli np. zostanie doniesione, że rozmawiałem z radiem, można zostać zwolnionym" - dodają. Kemping w Kaatsheuvel, gdzie mieszkają Polacy po holendersku nazywa się "Droomgaard", czyli "Ogród Marzeń". Jest podzielony na część "lepszą", czyli holenderską i "gorszą", czyli polską. Dla Polaków to miejsce to piekło, a za warunki odpowiada firma, która organizuje dla naszych rodaków pracę tymczasową. "Osobiście szczęśliwie już zakończyłem współpracę z firmą, która kwateruje ludzi w takich warunkach. Są one faktycznie fatalne: 10, 12 stopni po powrocie z pracy to jednak zbyt niska temperatura, by funkcjonować normalnie" - napisał na Gorącą Linię RMF FM pan Krzysztof. Część parku na terenie osiedla przeznaczona jest wyłącznie dla Holendrów. Jest tam basen, plac zabaw i wysoki standard mieszkań. Polakom tam wchodzić nie wolno. Mieszkają w polskim gettcie, płotem oddzielonym od części holenderskiej. Nie ma tam parkingu, tylko szczere pole. Standard domków już na pierwszy rzut oka jest o wiele gorszy niż w części holenderskiej. "Polskie getto" Po polskim kempingu dziennikarkę RMF FM oprowadziła Elżbieta Rodenburg z polsko-holenderskiej organizacji "Plon", która pomaga Polakom. Mieszkańcy nie chcą jednak rozmawiać. "Tutaj wszyscy się znają, boję się, że stracę pracę" - mówi jeden z mężczyzn. Często Polacy przyjeżdżający do pracy w Holandii nie zdają sobie sprawy z tego, co ich czeka. Fatalne warunki lokalowe to niestety "zasługa" biur organizujących pracę naszym rodakom. Polacy godzą się jednak na takie zasady, bo jak tłumaczą, w kraju tyle nie zarobią. "Pensja i tak jest większa, mimo że to stawka minimalna" - mówi jeden z mężczyzn. Mieszkają po dwie, trzy osoby w niewielkich przyczepach. Jak przekonała się nasza korespondentka, warunki są urągające. Dziury w ścianach, okna izolowane taśmą klejącą, nie działa toaleta. "Zimą można sankami jeździć po ścianach" - opowiada jeden z Polaków. - "Praktycznie nie ma ogrzewania. Jest jeden centralny piec w salonie. Ściany domków są cienkie". "Domki nie są ocieplane w żaden sposób i przy temperaturze zerowej ludzie śpią w swetrach, czapkach i rękawiczkach, bo tak jest zimno" - dodaje Elżbieta Rodenburg. "Wiem, że zimą ludzie ogrzewają rury suszarkami do włosów, bo woda zamarza" - podkreśla. Nie mogą odejść? Każdy z Polaków płaci za łóżko ponad 92 euro tygodniowo. Miesięcznie to nawet 400 euro od osoby. Łatwo obliczyć, ile zarabia biuro pośrednictwa pracy, które "domki" wynajmuje. Na wolnym rynku można bez problemu wynająć mieszkanie za 700 euro. Polacy mieszkają w takich warunkach i nawet nie myślą, żeby wynająć porządny lokal? "Mogą to zrobić, ale zaraz stracą pracę" - wyjaśnia Elżbieta Rodenburg, która doradza również Polakom w kwestiach prawnych. "Biura w pracy tymczasowej w Holandii dosłownie zawłaszczają całą sferę życia pracownika" - tłumaczy. "Staje się on praktycznie ubezwłasnowolniony" - dodaje. Firma zapewnia mu pracę, ale wymaga, aby wynajął wskazane mu mieszkanie i korzystał z transportu firmy. Zarabia na tym podwójnie. Polski pracownik jest w ten sposób praktycznie ubezwłasnowolniony. Do tego dochodzi jeszcze system kar dosłownie za wszystko, np. za brudną szklankę na stole. Kary takie są ściągane bezpośrednio z pensji. Zezwala na to kodeks pracy tymczasowej. Pracownicy mogą się kontaktować ze światem zewnętrznym tylko za pośrednictwem wyznaczonej osoby. W Holandii tego typu polskie getta to codzienność. Wszystko jest legalne lub na pograniczu prawa.