Interia: Konferencja w sprawie przyszłości Europy - brzmi to dość mgliście. O co tak naprawdę chodzi? Danuta Hübner, europosłanka Platformy Obywatelskiej: - Od czasu do czasu Unia Europejska dojrzewa do większej zmiany. Odbywa się wówczas wielka dyskusja na temat jej przyszłości. Ostatni raz było to prawie 20 lat temu podczas tzw. Konwentu Europejskiego. Teraz znów dojrzeliśmy do takiej rozmowy. Widać, że obowiązujące traktaty powstawały w zupełnie innej epoce. Doświadczenia ostatniego roku i pandemii tylko wzmocniły potrzebę takiej refleksji. Tym razem jednak będzie inaczej, tzn. szczególną rolę w dyskusji będą mieli obywatele UE. Wydarzenia związane z pandemią doprowadziły do wzmożenia obywatelskiego. Widać, że ludzie mają potrzebę stawiania pytań o rolę UE, refleksji nad jej przyszłością i tego, czego od niej oczekują. Czyli sam pomysł nie jest nowy, ale nowością będzie to, że tym razem Bruksela posłucha też obywateli? - Tak. Pomysł polega na tym, żeby budować Europę oddolnie. Trochę postawić obecny sposób jej działania na głowie. Czyli zacząć budowanie Unii, która będzie w stanie stawić czoła globalnym wyzwaniom, od dyskusji z obywatelami. Zapytać ich, jaka Europa będzie odpowiadała ich marzeniom i potrzebom. Jeśli szukać pozytywów pandemii, to jednym z nich jest właśnie wzbudzenie potrzeby porozmawiania o przyszłości, o tym, czego byśmy chcieli od Unii. Przyszłość UE, słuchanie obywateli, globalne wyzwania - to wszystko ładnie, okrągło brzmi. Ale co konkretnego ma dać Konferencja? - Dotknęła pani bardzo ważnego punktu. Dążymy do tego, by na tym etapie nie przesądzać o wyniku konferencji, nie określać konkretnie, o czym będziemy rozmawiali, czy na czym nam zależy. Czyli będzie wielkie słuchanie, zbieranie opinii i potem ewentualnie zobaczymy, co z tego wyjdzie? - Tak. Powstaje w tym celu specjalna, wirtualna wielojęzykowa platforma otwarta dla tych wszystkich, którzy będą chcieli organizować spotkania i debaty czy przedstawiać swoje opinie. Stworzymy bezprecedensowe ogólnoeuropejskie forum dyskusyjne. Na pewno kluczowe jest, że konferencja ma doprowadzić do konkretnych rekomendacji, które mogą zmierzać do zmiany traktatów. W ostatecznej wersji wspólnej, podpisanej już, deklaracji Rady, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej zmiany traktatu nie są wykluczone. To dobra wiadomość. Na ile te rekomendacje będą wiążące? I dla kogo? - To jest zobowiązanie wszystkich trzech instytucji. Rekomendacje mogą zakończyć się w różny sposób - specjalnymi projektami, inicjatywami, zmianami legislacyjnymi, ale także uruchomieniem procedury zmiany traktatów. Konferencja obejmie rozmaite formy działania. Będą sesje plenarne, panele obywatelskie, mniejsze i większe spotkania, dyskusje. Wszelkie środowiska - eksperckie, parlamentarne, uczelniane, społeczeństwa obywatelskiego, think tanki, osoby indywidualne - zapraszane są do aktywności. Kto będzie zajmował się weryfikowaniem tego, co wyniknie z tych dyskusji? Tzn. stwierdzaniem, czy coś nadaje się do dalszych prac, czy nie. - W całym tym przedsięwzięciu chodzi o to, aby zachować dużą dozę spontaniczności. Tak, jak w każdej dyskusji, wszystkie panele krajowe i europejskie wyłonią spośród siebie gremia. Ich zadaniem będzie spisanie rekomendacji i postulatów, które następnie trafią na posiedzenie plenarne. Jak to się mówi, "wiele wyjdzie w praniu". Celem jest przeprowadzenie jak najszerszej debaty, w której nie będzie się ograniczać tematów do dyskusji. Podczas każdego z tych spotkań zapewne okaże się, co dla danego środowiska lokalnego jest najważniejsze i jakie postulaty mają największe poparcie. I to one trafią na spotkania plenarne. W zamyśle mają one być takim kondenserem różnych idei i postulatów, które okażą się najbardziej nośne. Dla wszystkich będzie to też doświadczenie pewnej praktyki demokratycznej, nawet jeśli na początku może ono okazać się lekko chaotyczne. Wypracowanie wspólnej deklaracji zajęło PE, KE i Radzie około rok. Jak dobrze wróży powodzeniu Konferencji fakt, że tak ciężko było dojść do porozumienia? - Pandemia wyłączyła tradycyjne kanały współpracy. Z jednej strony rozbudziła potrzebę zastanowienia się nad przyszłością, ale z drugiej ograniczała postęp w uruchomieniu konferencji. Nie można też udawać, że nie występowały rozbieżne pomysły w kilku ważnych sprawach organizacyjnych między instytucjami europejskimi. Muszę przyznać, że Parlamentowi Europejskiemu, który był inicjatorem i siłą napędowa całego pomysłu, częściej było po drodze z Komisją Europejską niż z Radą. Rada odrzucała między innymi możliwość zmiany traktatów albo chciała dyskutować tylko ściśle określone przez siebie tematy. My natomiast chcemy, żeby ta rozmowa była otwarta. Żeby faktycznie się nawzajem posłuchać. Żeby to oddolne wymyślanie Europy przyszłości było autentyczne. Tylko jak przy takiej liczbie dyskutantów uniknąć chaosu informacyjnego? - Przez ostatni rok staraliśmy się wypracować ramy, w których ten chaos byłby twórczy. Po podpisaniu deklaracji otwierającej konferencję dopracowaniem szczegółów zajmuje się Rada Wykonawcza, w której znajdują się przedstawiciele trzech unijnych instytucji oraz obserwatorzy. PE zatwierdził już swoich przedstawicieli w połowie marca. - Może nam pani wytknąć, że to jest niesłychane, że na siedem osób z Parlamentu jest tylko jedna kobieta... Mogę, ale widziałam, że wiele środowisk już to zrobiło, więc nie będę się dodatkowo znęcać. - Z tego powodu nawet opóźniono decyzję... To wydaje mi się wręcz nieprzyzwoitością. Oprócz Rady Wykonawczej, która pracuje nad szczegółami organizacji konferencji, będzie tzw. plenum z przedstawicielami m.in. parlamentów krajowych, organizacji eksperckich, społeczeństwa obywatelskiego, no i oczywiście instytucji europejskich. Mam nadzieję, że to będą środowiska autentycznie reprezentatywne. Nie wiadomo jeszcze, ile w sumie będzie na poziomie plenarnym osób. Ale mam nadzieję, że zobaczymy tam całą europejską różnorodność. Cała koncepcja organizacyjna powinna być przygotowana przed 9 maja, kiedy konferencja ma ruszyć. Rada Wykonawcza pracuje intensywnie. A kiedy Konferencja się zakończy? - Plany zakładały początek Konferencji na 9 maja 2020, dwa lata konferencji i finał razem z końcem prezydencji francuskiej. Przez pandemię to się opóźniło. Francja, która chciała sfinalizować proces, pogodziła się, mam wrażenie, z opinią, że rok to za mało na wydarzenie z takim rozmachem. Dlatego zmierzamy w kierunku odnotowywania tzw. kroków milowych. I pierwszym z nich miałaby się zająć właśnie prezydencja francuska, by już w przyszłym roku podjąć konkretne inicjatywy zmian. W dyskusjach dominujące wydaje się oczekiwanie, że Konferencja może trwać do połowy 2023 roku. Zostawmy to rzeczywistej potrzebie. Czyli pierwsze podsumowanie w połowie 2022 roku, ale nie wiadomo, kiedy Konferencja się zakończy? - Najprawdopodobniej. Ten otwarty charakter i debaty, i czasu, który na nią jest potrzebny, odpowiada pierwotnym założeniom co do sensu tego procesu. To wygląda jak ogromne przedsięwzięcie, angażujące wielu ludzi i dużo zasobów. Czy to dobrze odciągać ich i środki od walki ze skutkami pandemii? Nie na tym powinniśmy się teraz skupić? - Nie mamy komfortu wyboru. W czasach pełnych wyzwań potrzebna jest mobilizacja i równoległe działanie. Na pewno konferencja nie może się odbywać kosztem postępów w walce z kryzysem. Zdrowie też zresztą będzie ważnym tematem rozmów, a same spotkania będą się musiały odbywać w sposób bezpieczny. Nie chodzi mi o samo organizowanie dyskusji, tylko o to, że wyciągamy pokaźne zasoby z instytucji unijnych, parlamentów krajowych, organizacji społeczeństwa obywatelskiego, środowisk eksperckich... Czy to wszystko nie powinno być jednak skupione na wymyślaniu, jak wyjść z pandemii? - Czy można odłożyć debatę o przyszłości na inny termin? Czy jednak pandemia sprawiła, że o tej przyszłości lepiej rozmawiać już teraz? Z roku pandemii wyciągamy wiele lekcji i one wszystkie mają w jakiś sposób wpływ na funkcjonowanie Unii. Na nasze refleksje o tym, co dalej. Choćby to, że zapewnieniem jednakowego dostępu wszystkich obywateli Unii do ochrony zdrowia trzeba zająć się także na poziomie europejskim. Wcześniej takich pomysłów nie było, a teraz wydają się oczywiste. To wszystko wymaga wielkiej rozmowy, a czas wydaje się doskonały, bo mamy moment obywatelskiego zainteresowania tym, co robi UE. Widać chęć debaty, refleksję nad przyszłością. Ile będzie kosztować Konferencja? - Nie wiem, myślę, że opracowanie kosztorysu jest zadaniem Komisji Europejskiej. Nadal toczą się prace nad szczegółami organizacji. Wyobrażam też sobie, ze funkcjonowanie instytucji online pozwoliło zaoszczędzić sporo środków. Mówiła pani o lekcjach, które UE wyciąga z pandemii. A ogólnie - ten kryzys wzmocnił czy osłabił Unię? - Na pewno pandemia wprowadziła UE na nowe tereny, które wcześniej nie były domeną odpowiedzialności Brukseli. Sytuacja wymusiła też na UE wejście na wyższy poziom integracji w działaniu i zdolnościach koordynacyjnych. Na przykład w dziedzinie wspólnych zamówień publicznych. Wyzwoliła również potencjał obywatelski i rosnące oczekiwania mieszkańców. Unia całkiem przyzwoicie zdaje egzamin z pandemii. I wspiera wysiłki narodowe.