Narkotykowa oaza Christiania to ostatnia chyba na świecie hipisowska komuna, pokłosie epoki dzieci-kwiatów lat 60. Jej założyciele latem 1971 roku przewrócili płot na rogu Prinsessegade i Refshalevej w kopenhaskiej dzielnicy Christianshavn. Wcześniej były tam wojskowe koszary. Armia wyszła z baraków dwa lata wcześniej, teren wokół baraków zdążył porosnąć zielskiem. Idealne miejsce dla tzw. "wyrzutków społeczeństwa", czyli wszelakiej maści hipisów, ekologów, zielonych, maoistów, cyklistów i tym podobnych, którzy powoli zaczęli przechodzić na drugą stronę zwalonego płotu. Tak powstało Wolne Miasto Christiania, które miało szybko przestać istnieć, a trwa do dziś. Duński rząd nie chciał tolerować "takiego" miejsca i wyznaczył datę likwidacji Christianii na 1 kwietnia 1976 roku. 1 kwietnia nie stało się nic - parlament uznał, że lepiej tolerować Wolne Miasto, niż ryzykować barykady na Prinsessegede. Sprawa Christianii trafiła do Sądu Najwyższego. Sąd wydał wyrok przeciwny komunie, który pozostał na papierze. Takie podchody trwały przez dwie dekady. Dziś, Christiania to małe miasteczko: ma własne sklepy, przedszkola, swoje władze, podatki i małe domki. Ma też haszysz - narkotyk, którego posiadanie i używanie jest w Danii zakazane. A jednak w Christiani można je kupić tak, jak na targu. Według duńskiej policji, handlarze narkotyków zarabiają około tysiąc dolarów dziennie. Roczny obrót haszyszem w Christianii szacuje się na 250 mln koron. Policja i władze Kopenhagii są bezradne. Stały się swego rodzaju zakładnikami swojej liberalnej polityki lat 80. wobec Christianii. Miejsce stało się bardzo popularne wśród turystów z całego świata, także tych bogatych. - Nie mogą zamknąć tego miejsca, bo za dużo turystów przychodzi to zobaczyć. Za dużo pieniędzy, z Australii, z Ameryki - ludzie chcą to zobaczyć - powiedziała radiu RMF FM jedna z mieszkanek Christianii, Polka Milenka Starzak. - Tutaj wolno palić hasz. Są kawiarnie, kino - tak jak małe miasto. Mieszkają tu ludzie, którzy muszą wstać do pracy, tak jak zwykli ludzie. Tylko, że tutaj jest więcej hipisów i więcej haszyszu - powiedziała Milenka. Jak sama mówi, do Christianii przyjechała z Anglii jedynie na dwa tygodnie. Pozostała jedenaście lat. Nigdy stąd nie wyjechała i chyba już zostanie na zawsze Rozmawiał z nią reporter RMF FM, Adam Kasprzyk: