Reagując na doniesienia, że włamania dokonali hakerzy z Chin, ambasada chińska w Waszyngtonie oświadczyła, że wyciąganie przedwczesnych wniosków jest "nieodpowiedzialne i przynosi skutki odwrotne od zamierzonych". Wcześniej "Washington Post" podał, powołując się na źródła, że włamania do sieci OPM (Office of Personnel Management) dokonali hakerzy z Chin i nastąpiło to w grudniu zeszłego roku, a odkryto włamanie w kwietniu br. Rzecznik chińskiej ambasady Zhu Haiquan oświadczył, że Pekin podejmuje znaczne wysiłki, by przeciwdziałać cyberatakom. Dodał, że w przypadku ataków dokonanych z zagranicy trudno jest ustalić, skąd pochodzą. - Wyciąganie przedwczesnych wniosków i formułowanie hipotetycznych oskarżeń jest nieodpowiedzialne i przynosi skutki odwrotne od zamierzonych - oznajmił rzecznik. Jak poinformował w czwartek Departament Bezpieczeństwa Narodowego USA, na narażone na szwank zostały dane z OPM i Departamentu ds. Wewnętrznych. Federalne Biuro Śledcze (FBI) oświadczyło ze swej strony, że wszczęło dochodzenie w sprawie włamania. Według "Washington Post" dane, do których hakerzy mogli zyskać dostęp, to informacje o stanowiskach, szkoleniach i ocenach pracowników federalnych. OMP przechowuje dane o wszystkich pracownikach federalnych, sprawdza też osoby, które ubiegają się o dostęp do tajnych informacji. "Washington Post" przypomina, że podobnego włamania do sieci OPM dokonano w niedawnej przeszłości. Przeprowadzili go w marcu 2014 r. również - według mediów - chińscy hakerzy; ich celem były prawdopodobnie dane osób, które wystąpiły o zgodę na dostęp do ściśle tajnych informacji. Hakerom udało się wówczas włamać do kilku baz danych, zanim ich atak został wykryty i zablokowany.