- Społeczeństwo tybetańskie stoi w obliczu poważnego niebezpieczeństwa. Czy chiński rząd zechce to potwierdzić, czy nie, (w Tybecie) mamy do czynienia z problemem - powiedział dalajlama na konferencji prasowej w Dharamsali na północy Indii, gdzie ma swą siedzibę tybetański rząd na wygnaniu. Władze emigracyjne podały w niedzielę, że w ostatnich starciach chińskiej policji z protestującymi Tybetańczykami zginęło 80 osób. Dalajlama potępił "reżim strachu" narzucony przez komunistyczne władze Chin w Tybecie. Jak to określił, dochodzi tam "z rozmysłem czy nie" do "ludobójstwa kulturowego", a Tybetańczycy traktowani są jak "obywatele drugiej kategorii". Dalajlama zaznaczył, że władze w Pekinie opierają swoje działania "jedynie na sile, w celu uzyskania pozorów pokoju". Jednocześnie powiedział, że igrzyska olimpijskie w Pekinie nie powinny zostać odwołane. Zastrzegł przy tym, że wspólnota międzynarodowa ponosi "moralną odpowiedzialność" za to, żeby przypomnieć Chinom, by były dobrym gospodarzem Olimpiady. Już w sobotę tybetański rząd emigracyjny zaapelował o wszczęcie przez Organizację Narodów Zjednoczonych śledztwa w sprawie wydarzeń z ostatnich dni w Lhasie. Oceniono, że zajścia w mieście stanowiły "jawne naruszanie praw człowieka" przez chińskie władze. Tybetańczycy wezwali ONZ do natychmiastowego wysłania do Lhasy specjalnego emisariusza organizacji, który na miejscu miałby zbadać obecne przypadki łamania praw człowieka.