W czwartek Korea Północna postawiła Korei Południowej ultimatum. Zażądała usunięcia z granicy ogromnych głośników, przez które są nadawane komunikaty propagandowe. Pjongjang ostrzegł, że jeżeli Seul tego nie zrobi, to podejmie działania militarne. Wczoraj, przed upłynięciem terminu ultimatum, w strefie zdemilitaryzowanej w Panmundżom rozpoczęły się negocjacje. Dzisiaj przystąpiono do drugiej tury rozmów. Ich rezultat nie jest znany. Północnokoreańska telewizja poinformowała, że w ciągu jednego dnia około miliona młodych ludzi zadeklarowało chęć wstąpienia lub powrotu do armii. Ochotnicy i ochotniczki wyrażali wolę zgładzenia - jak to ujęła jedna z nich - "amerykańskich i południowokoreańskich gangsterów". Również rezerwiści z Południa deklarują na portalach społecznościowych gotowość powrotu do wojska. Mieszkańcy tego kraju są zaniepokojeni. Gromadzą zapasy żywności. Jednocześnie liczą na szybkie zmniejszenie napięcia. Nie tracą też nadziei na to, że uda się wypracować porozumienie, dzięki któremu mieszkańcy Północy i Południa będą ze sobą współpracować. Napięcie między państwami koreańskimi wzrosło na początku miesiąca - po tym, jak dwaj patrolujący granicę żołnierze z Południa zostali poważnie ranni w wybuchu miny. Kilka dni później, po jedenastoletniej przerwie, Seul wznowił nadawanie komunikatów propagandowych w kierunku Północy. W czwartek Korea Północna ostrzelała ogromne głośniki, z których emitowane są te komunikaty. W odpowiedzi Korea Południowa wystrzeliła w kierunku Północy kilkadziesiąt pocisków artyleryjskich.