W PRL, jak tłumaczył, role były jasno wytyczone. Chodzi o Dowództwo Frontu Polskiego - była to struktura zupełnie niezależna od armii, która funkcjonowała na co dzień. Należeli do niej najbardziej zdolni oficerowie, także kształceni w Związku Radzieckim. - I w momencie, kiedy doszłoby do jakiejś konfrontacji Wschód-Zachód z udziałem wojska polskiego, ta wąska grupa była gotowa, z godziny na godzinę, objąć kluczowe stanowiska i dowodzić armią w czasie wojny - mówił Andrzej Walentek. - Teraz czegoś takiego nie mamy i jeszcze długa droga przed nami - dodał. - Zmiany są zapowiadane, ale na to potrzeba czasu. Podobnie jak na odbudowanie nowoczesności polskiej armii - powiedział z kolei Paweł Soloch z Instytutu Sobieskiego. Dobrą informacją wg niego jest zapowiedź prezydenta Komorowskiego zwiększenia wydatków na obronność z 1,95 do 2 proc. PKB, czyli o około 800 milionów zł. Równie ważne jest, jak tłumaczył w Polskim Radiu 24 Soloch, właściwe wyszkolenie żołnierzy.- Naszą bolączką jest brak rezerw mobilizacyjnych - stwierdził. - Jesteśmy w stanie zmobilizować za mało żołnierzy, którzy są już przeszkoleni i w razie czego znajdą się w jednostce i potrafią obsługiwać sprzęt, który się tam znajduje. Jest to klęska narodowych sił rezerwy. Miało być 20 tysięcy rezerwistów ale ich nie ma. Dodatkowo są rozproszeni po jednostkach - zaznaczył. Zdaniem Solocha najpierw trzeba zbudować właściwe struktury organizacyjne, czyli zadbać o odpowiednio przygotowanych i wyszkolonych ludzi, a potem dopasowywać do nich odpowiednie zakupy czołgów, samolotów, czy innego sprzętu wojskowego, który nowoczesnej armii jest bardzo potrzebny.