Mateusz Lubiński, INTERIA.PL: - Czy to będzie trudny okres dla Kościoła katolickiego? Najpoczytniejsze polskie gazety zastanawiają się nad tym, czy nie będzie końca świata, skoro wszystko wskazuje na to, że realizuje się słynna przepowiednia Malachiasza. Na ile z punktu widzenia historyka Kościoła takie rozważania są sensowne? Ks. dr Arkadiusz Smagacz, historyk Kościoła z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego: - Nie tyle z punktu widzenia historyka, ale teologa, takie rozważania nie mają większego sensu. Nie należy się przejmować tego typu przepowiedniami. Było ich wiele, ale tak naprawdę niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. - Z punktu widzenia teologii, dla człowieka wierzącego podstawą jego wiary jest Pismo Święte, tradycja potwierdzona przez Nauczycielski Urząd Kościoła. Wszelkiego rodzaju przepowiednie traktujemy jako objawienia prywatne, które nie mają aprobaty Kościoła. Nie są potwierdzone. Te słynne przepowiednie Malachiasza należą do tej grupy - nie mają aprobaty Kościoła. Trudno w nie uwierzyć? - Tym bardziej trudno w nie wierzyć w kontekście bieżącej wiedzy historycznej. Historycy udowodnili, że mimo, iż przypisane są biskupowi irlandzkiemu Malachiaszowi, żyjącemu w XII wieku, postaci jak najbardziej historycznej, wieloletniemu przyjacielowi Bernarda z Clairvaux, to jednak są fałszerstwem powstałym pod koniec wieku XVI. To jest kolejna przesłanka, by nie wierzyć tym przepowiedniom, bo są sfałszowane po prostu. A gdyby ktoś upierał się, że może faktycznie ta historia jest prawdziwa, to znaczy zostały odnalezione pod koniec XVI wieku, dlatego nie ma o nich wzmianki wcześniej, i faktycznie pochodzą od Malachiasza... - Musiałby ten ktoś udowodnić, że one rzeczywiście pochodzą z XII wieku. Dotrzeć do źródeł, najlepiej XII-wiecznych. Takich nie mamy. Informacje o proroctwie są bardzo późne - to już przemawia za tym, że zostało ono wymyślone w XVI wieku. Jedna z hipotez głosi, że ich publikacja miała wówczas wpłynąć na wybory papieża. - Trzeba by dokonać jakiegoś odkrycia, odnaleźć wcześniejsze dokumenty potwierdzające istnienie tej przepowiedni, żeby uprawdopodobnić jej autentyczność - to znaczy, że faktycznie mogła być objawieniem, a nie zwykłym fałszerstwem. Jakie warunki musiałyby spełniać, żeby Kościół oficjalnie uznał je za prorocze? - Po pierwsze, musiałyby być autentyczne, a są fałszywe. Po drugie, musiałyby wypływać z Pisma Świętego i mieć potwierdzenie w tradycji Kościoła, a tego nie mają. Ale sytuacja, że komuś mogłoby się takie proroctwo objawić, szczególnie uznanemu przez Kościół świętemu, jakim jest Malachiasz, jest przez tradycję Kościoła dopuszczana? - Ktoś może mieć takie objawienie. Tylko Kościół, mając do czynienia z objawieniem, bardzo szczegółowo bada, czy jest ono autentyczne, czy rzeczywiście coś takiego miało miejsce i czy jest to zgodne z nauczaniem Kościoła. Po wyliczeniu w metaforyczny sposób wszystkich papieży po czasach Malachiasza, na końcu przepowiedni jest napisane, że 112. papież po Malachiaszu, Piotr Rzymianin, będzie żył w czasach wyjątkowo trudnych dla Kościoła. Czy nie ma tutaj jakiegoś odniesienia do teraźniejszości, skoro Benedykt XVI podkreślał w swoich ostatnich wystąpieniach, że czasy dla Kościoła są trudne? - Określenia, jakie występują w proroctwach, są bardzo ogólne i ich interpretacja może być bardzo szeroka. Może się wydawać, że się spełniają, bo można zastosować do nich bardzo szeroką interpretację. - Tym ostatnim papieżem ma być wedle przepowiedni Piotr Rzymianin... Proszę zauważyć, że każdy z papieży jest następcą św. Piotra, zatem Piotrem swoich czasów. Rzymianin? Papież jest w końcu biskupem Rzymu. Więc to określenie Piotr Rzymianin może pasować do każdego papieża. - Czy są te wyjątkowo trudne czasy? No, można powiedzieć, że są. Natomiast w historii Kościoła nie wiem, czy były takie czasy, które były idealne. W każdym czasie Kościół przechodzi przez prześladowania i cierpienia. Można powiedzieć, że trudne czasy trwają nieustannie od pierwszych wieków po dzisiejszy. Można więc interpretować tę przepowiednię tak, żeby wydawało się, iż realizuje się w naszych czasach również. Pomijając to, że uznaje się przepowiednię Malachiasza za fałszerstwo, czy nie ma jeszcze problemów z liczeniem kolejnych papieży? Czy na pewno Benedykt XVI jest 111. papieżem po czasach Malachiasza? Czy wliczenie w ten ciąg, od czasów Malachiasza do niego, 11 historycznych antypapieży jest właściwym zabiegiem z punktu widzenia wykładni Kościoła? - Powiem, że nawet nie wiem. Trzeba by rzeczywiście przebadać, czy Benedykt XVI jest 111. Zawsze tradycja Kościoła ustala, gdzie przebiega prawowierna tradycja. Wliczanie antypapieży do tej wyliczanki jest już samo w sobie problematyczne. Czyli możliwe jest, że musimy poczekać jeszcze trochę, żeby doczekać 111. papieża po Malachiaszu? - Można też w ten sposób podejść do tego zagadnienia. Na czym polega sekret popularności tej przepowiedni? Czy została dobrze skonstruowana? - Na pewno jest w człowieku takie pragnienie sensacji, pragnienie pewnego przewidzenia tego, co będzie. Z tego pragnienia rodzą się różnego rodzaju próby wyjaśnienia przyszłości. - Gdy wrócimy na pole wiary, jesteśmy pewni, że koniec świata będzie. Jest zapowiedź Chrystusa, że on nastąpi, że przyjdzie po raz drugi w chwale sądzić żywych i umarłych. Ale godzinę końca świata zna tylko Bóg. Wyznaczanie daty to próba zdobycia wiedzy, którą posiada tylko sam Bóg. Czyli szarlataneria? - Pewnego rodzaju... Tak, można powiedzieć, że jest to szarlataneria.