Po pierwszej turze wyborów prezydenckich w Polsce czy po wyborach za oceanem przyjęło się uważać, że sondażownie się skompromitowały i kropka. Warto jednak zamiast kropki postawić przecinek, a wręcz znak zapytania. Po co? Żeby lepiej zrozumieć sytuację we Francji. Na sondaże warto patrzeć nie jak na wyrocznię w kwestii ostatecznych wyników, a pod kątem trendów w kilku kolejnych badaniach. Przykład Polski - im bliżej pierwszej tury wyborów prezydenckich w maju 2015 roku, tym niższe były notowania Bronisława Komorowskiego, a wyższe Andrzeja Dudy. W siłę rósł także Paweł Kukiz. Cytat z publikacji prasowej z 8 maja: "Przewaga Bronisława Komorowskiego nad drugim w sondażach Andrzejem Dudą wciąż maleje". Na dwa dni przed wyborami już nikt ze stronników Komorowskiego nie łudził się, że urzędujący prezydent wygra w pierwszej turze. Wynik był zupełnie inny niż w sondażach, ale trend - właściwy. Teraz Stany. Wiemy, że zwycięstwo Donalda Trumpa było szokiem i że wszyscy się pomylili, ale znów, gdy zagłębimy się w szczegóły, dostrzeżemy kilka ciekawych rzeczy. Ostatni sondaż ogólnokrajowy? Clinton - 46 proc., Trump - 43 proc. Ostateczny wynik w skali całego kraju? Clinton - 48 proc., Trump 46 proc. Biorąc pod uwagę błąd statystyczny, można wręcz powiedzieć, że tutaj sondaże się NIE pomyliły. Rzecz rozbiła się o sytuację w poszczególnych stanach. Notowania Trumpa były niedoszacowane w robotniczych, "niebieskich" stanach, takich jak Michigan. I tu wracamy do tego co jest istotą sondaży - do trendów. Na kilka dni przed wyborami obserwowaliśmy wyraźny wzrost notowań Donalda Trumpa zarówno w skali całego kraju, jak i w kluczowych stanach. Więcej - sondaże wręcz przewidziały zwycięstwo Trumpa na Florydzie. Czego nie przewidziano, to faktu, że Trump wygra wszystkie najważniejsze stany "wahadłowe" i jeszcze odbije niektóre "niebieskie". Uznawano, że zaistnienie tych wszystkich okoliczności naraz jest tak nieprawdopodobne, iż wręcz niemożliwe. No i wreszcie jesteśmy przy Francji. Sondaże przed pierwszą turą wyborów dość trafnie przewidziały ostateczny wynik. Co warte odnotowania, rezultat Marine Le Pen był nieco niższy od przewidywanego i wyniósł 21,3 proc. 21,3 proc. to ów słynny twardy elektorat Frontu Narodowego. Okazuje się, że nie jest on aż tak liczny. Marine z całego serca popiera raczej jedna piąta, a nie jedna trzecia Francuzów. Żeby zostać prezydentem, Le Pen potrzebuje przechwycić jeszcze 29 punktów procentowych. Będzie z tym ciężko. Le Pen poparł Nicolas Dupont-Aignan, jednak badania poszczególnych elektoratów wskazują, że liderka FN ma problem z pozyskiwaniem nowych wyborców. Zwolennicy Benoit Hamona opowiedzą się za Emmanuelem Macronem, tu nie ma żadnych wątpliwości. Wyborcy Jean-Luca Melenchona albo oddadzą głos nieważny, albo wskażą Macrona (tylko 14 proc. deklaruje poparcie Le Pen). Le Pen mogłaby poszukać swojej szansy wśród zwolenników Francois Fillona, ale i tu więcej zamierza zagłosować na Macrona (45 proc. do 32 proc.). W końcu dochodzimy do tego, co najważniejsze - trendów. Sondaże ogólnokrajowe wskazują raczej umacnianie się Emmanuela Macrona niż wzrost poparcia dla Marine Le Pen. Najnowsze badanie: Macron - 62 proc., Le Pen - 38 proc. Krótko mówiąc - zwycięstwo Marine Le Pen w drugiej turze będzie znacznie większym zaskoczeniem niż Brexit, Trump i Duda razem wzięci. Michał Michalak, Paryż ***Interia nad Sekwaną. Czytaj nasze korespondencje z Francji Zobacz wideoblog Michała Michalaka Najnowsze doniesienia z Francji również na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Obserwuj autora na Facebooku