Kaczyński miał obiecać prezydentowi Francji Nicolasowi Sarkozy'emu, że nie dość, iż sam nie będzie hamulcowym i mimo wyników irlandzkiego referendum podpisze się pod ratyfikacją traktatu, to jeszcze będzie namawiał do tego samego Vaclava Klausa. Ale trudno spodziewać się, że polski prezydent, który sam do końca nie jest przekonany do traktatu z Lizbony, sprawi, że największy eurosceptyk w Europie spojrzy przychylnie na dokument. Poglądy Klausa na ten temat są powszechnie znane i raczej niezmienne. Lech Kaczyński będzie więc bardziej sondował, niż przekonywał. Chodzi o to, by wyczuć, jak zachowa się prezydent Klaus podczas pierwszego półrocza 2009 roku, kiedy to Czechy przejmą od Francuzów przewodnictwo w Unii. Na ten okres bowiem najprawdopodobniej przypadnie przyjęcie traktatu. Francja i inne państwa nie chciałyby, żeby głowa Czech przeszkadzała w tym dziele. Poza tym - jak mówi sam Lech Kaczyński - ma to być wizyta u przyjaciela, który niedawno przeszedł skomplikowaną operację.