Od wyboru Georga W. Busha na drugą kadencję prezydencką minął rok. Republikański prezydent nie ma wielu powodów do zadowolenia. 0 90-procentowym poparciu Amerykanów, jakim darzono go bezpośrednio po ataku terrorystycznym na USA 11 września 2001, może już tylko pomarzyć. Dołek Busha Notowania Busha spadły ostatnio do najniższego poziomu w historii jego prezydentury. Ponad połowa - 54 proc. - Amerykanów jest niezadowolona z jego rządów - wynika z październikowego sondażu przeprowadzonego przez dziennik "The Wall Street Journal" oraz stację telewizyjną NBC. Tylko 39 proc. ankietowanych pozytywnie oceniło amerykańskiego prezydenta. O ile polityka wewnętrzna Busha - zwłaszcza dotycząca gospodarki - od dawna nie cieszyła się poparciem większości społeczeństwa, to zawsze ceniło sobie ono jego politykę zagraniczną. W sondażu Ipsos jednak politykę zagraniczną prezydenta i sposób sprawowania urzędu aprobuje teraz tylko 43 proc. Amerykanów. Zaledwie 41 proc. popiera jego poczynania w Iraku, co także jest najniższym wskaźnikiem od początku operacji wojennej w tym kraju. Oskarżenia po huraganie Krytyka Georga Busha nasiliła się po huraganie Katrina i spustoszeniach, jakich dokonał nad Zatoką Meksykańską. Po kataklizmie pod adresem prezydenta posypały się oskarżenia. Wytykano, że winien był on zareagować szybciej, że akcja ratunkowa była źle zorganizowana, a także, że Gwardia Narodowa winna pomagać Amerykanom-ofiarom huraganu, a nie walczyć w Iraku. Prezydent starał się zatrzeć te złe wrażenia podróżując po obszarach dotkniętych kataklizmem i odwiedzając ofiary huraganu. Obiecywał przy tym, że uczyni wszystko, by usprawnić i poprawić działania władz, a poszkodowanym zapewnić szybką pomoc. Skuteczniejsza postawa rządu amerykańskiego i osobiście prezydenta wobec następnego huraganu Rita, który uderzył w południowe stany USA w trzy tygodnie po Katrinie, spotkała się już z o wiele lepszymi ocenami. "Wojna idzie ciężko" Wojna w Iraku kosztowała USA życie już ponad 2 tysięcy żołnierzy. Przekroczenie psychologicznej granicy dwóch tysięcy ofiar stało się dla demokratycznych senatorów okazją do krytyki wojny i polityki Busha. W całych Stanach Zjednoczonych organizowane są demonstracje przeciwników wojny. Amerykanie - jak wynika z sondaży - są coraz bardziej zniechęceni wojną. Połowa z nich uważa, że USA nie powinny były w ogóle mieszać się do spraw irackich. Wojna w Iraku "idzie ciężko" - przyznał niedawno sam prezydent. Do stabilizacji daleko, a media w USA codziennie przynoszą wiadomości o atakach rebeliantów na wojska USA i irackie siły bezpieczeństwa, zamachach bombowych i kolejnych ofiarach wśród żołnierzy. Coraz więcej Amerykanów mówi wprost, że liczba poległych w Iraku jest nie do zaakceptowania, a wojna nie jest warta ponoszonych ofiar. Coraz częściej pojawiają się też głosy, że zaangażowanie wojskowe USA w Iraku staje się podobne do zakończonej porażką wojny w Wietnamie. Tymczasem Bush mówi, że wojna w Iraku "będzie wymagać więcej ofiar, więcej czasu i więcej determinacji". Stanowczo odrzuca wezwania, aby wycofać wojska lub przynajmniej podać przybliżony terminarz ich ewakuacji. Rekordowy deficyt Prezydent, wybrany pod obietnicą rządów skromnych i oszczędnych, stoi na czele dwóch rujnujących kampanii - w Iraku i na południu Stanów Zjednoczonych, spustoszonych przez huragan. Zarówno zniszczenia po Katrinie jak i przeciągająca się wojna w Iraku jeszcze bardziej pogorszyły sytuacje ekonomiczną USA. Deficyt budżetowy - już i tak rekordowo wysoki - stale rośnie. Rosną też ceny benzyny, co bezpośrednio odbija się na domowym budżecie Amerykanów i ma wpływ na niskie notowania prezydenta. Jak przewidują eksperci, do końca 2010 roku koszty wojny przekroczą 570 miliardów dolarów - i to przy założeniu, że wojska będą do tego czasu stopniowo wycofywane z Iraku. Na operację iracką wydaje się 6 mld dolarów miesięcznie. Wojna w Afganistanie kosztuje miliard dolarów na miesiąc. Niedawny atak żywiołu zwiększy deficyt budżetowy w tym i w następnym roku. Całkowite koszty, jakie trzeba będzie ponieść w związku z huraganem Katrina, przekroczą 100 mld dolarów - wyliczają eksperci rządowi. Jest to ponad dwa razy więcej niż wynoszą roczne wydatki na bezpieczeństwo wewnętrzne USA. Pora na zmiany? Francuski dziennik "Le Figaro" pisał niedawno, że podobnie jak ataki terrorystyczne z 11 września spowodowały zmiany w polityce zagranicznej prezydenta George'a W. Busha, kataklizm w Luizjanie i Missisipi może zmusić go do zmiany priorytetów politycznych jego drugiej kadencji. "Polityka zagraniczna jest na ogół azylem prezydentów w czasie drugiej kadencji. Dla George'a W. Busha ten azyl zniknął wraz z huraganem Katrina. Prezydent stał się dowódcą wojennym, ale na froncie wewnętrznym. Irakowi, jeśli nie całej sprawie terroryzmu, grozi przesunięcie na drugi plan" - konkluduje gazeta. Czy prezydent skoncentruje się teraz bardziej na priorytetach polityki wewnętrznej i zrezygnuje ze swoich ambicji międzynarodowych? Zdaniem komentatorów, to mocno wątpliwe. Bushowi bowiem "zbyt pasuje rola światowego strażnika pokoju i demokracji".