Tajemniczy "plan Brzezińskiego", czyli Rosja kocha Amerykę i jej nienawidzi Rosjanie uwielbiają przymierzać się do USA i nic nie sprawia im większej przyjemności, niż gdy obcokrajowcy ich do Ameryki porównują. Dominującym w Rosji kontekstem dowolnej dyskusji o stosunkach międzynarodowych jest paradoksalny "love and hate" wobec Ameryki, będący nieodłącznym elementem poglądów współczesnych Rosjan na otaczający świat. Z jednej strony, wszelkie nieszczęścia, które spadły na Rosję od "katastrofalnego" rozpadu ZSRR, poprzez zaplanowany przez amerykańskich bankierów kryzys 1998 roku, po rozszerzenie NATO i "zmontowane przez CIA" kolorowe rewolucje w jej sąsiedztwie tłumaczone są w odwołaniu do złej woli USA , "planu Brzezińskiego" i tym podobnych teorii spiskowych. Z drugiej strony, pokazując krążące po ulicach Moskwy absurdalnie długie limuzyny i wskazując na gargantuiczną architekturę stalinowskich "wysotek" Rosjanie podkreślają, że ich stolica jest przecież zupełnie jak Nowy Jork, i koniec końców przyznajcie wreszcie, że na świecie istnieją tylko dwa wielkie narody... Z punktu widzenia współczesnych Rosjan wielkość terytorium nadal stanowi o potędze, formalny parytet atomowy mówi sam za siebie a nic nie budzi większego entuzjazmu niż zgłoszone na złość USA weto w Radzie bezpieczeństwa ONZ. Różnice między USA a Rosją? "Przejściowe problemy..." Na zasadzie inercji myślenia z czasów Zimnej Wojny, hodują w sobie i narzucają światu myśl, iż obecna rzeczywistość międzynarodowa, w której Rosję i USA dzielą gigantyczne różnice, jest tylko chwilowym wahnięciem koła historii. Jeszcze tylko kilka kroków, i wszystko powróci do starej dobrej normy, kiedy to od zgody Kremla i Białego Domu zależała światowa równowaga, a na spotkaniach liderów obu potęg ważyły się losy państw i narodów. Wystarczy tylko posprzątać jelcynowski bardak wewnątrz państwa, ponownie zjednoczyć omyłkowo niepodległe republiki i Rosja znów stanie się jednym z głównych rozgrywających na świecie. Być może trudno w to uwierzyć, ale znacząca cześć rosyjskiego społeczeństwa i niemało przedstawicieli elity politycznej naprawdę myśli w takich kategoriach. Ci bardziej realistycznie oceniający rzeczywistość, liczą się z faktem, iż powrót Rosji do dawnej potęgi może jeszcze zająć chwilę czasu, jednak ci mają nadzieję, iż wyrównanie historycznych rachunków nastąpi w wyniku katastrofy w USA i nagłego upadku znaczenia dawnego przeciwnika. Dlatego wybory w USA są w Rosji śledzone z ogromna uwagą, a każdy przejaw nadchodzących trudności witany jest z nieskrywanym entuzjazmem i nadzieją. Rosja głosowałaby na Demokratów W Rosji tradycyjnie bardziej przychylnie ocenia się politykę Demokratów. Republikanie postrzegani są jako sceptycznie nastawieni do partnerstwa z Rosją, wojowniczy, agresywni. W istocie jednak niechęć rosyjskiej opinii publicznej wynika przede wszystkim z faktu, iż to właśnie polityka republikańskich administracji doprowadziła do upadku ZSRR. Aktywne wsparcie Eisenhowera dla pogrążonej w powojennym chaosie Europy i neutralizacja partii komunistycznych, odwrócenie przez Nixona sojuszu z Chinami i zakończenie katastrofalnej dla USA i wygodnej dla ZSRR wojny w Wietnamie oraz jednoczesna gonitwa zbrojeń i naciski Reagana na naftowych sojuszników, które doprowadziły do bankructwa Gorbaczowa postrzegane są jako główne etapy sukcesu USA w Zimnej Wojnie. Gdyby w danym momencie, podczas podejmowania strategicznych decyzji, w Białym Domu zamiast wyżej wymienionych znajdował się ktoś pokroju Roosevelta czy Cartera, ZSRR mógłby przetrwać i Rosja uniknęłaby, używając retoryki Władimira Putina, "największej geopolitycznej katastrofy XX wieku". Barack Obama a sprawa "odrodzenia potęgi Rosji". Stany wycofają się z Europy? Dlatego właśnie reelekcja Baracka Obamy pozytywnie wpisuje się w konstruowane na Kremlu ambitne plany odrodzenia potęgi Rosji związane z zaplanowanym na najbliższe lata stworzeniem Związku Eurazjatyckiego i dalsze umacnianie pozycji państwa na świecie. Dotychczasowe doświadczenie współpracy z Obamą daje nadzieję na możliwość obejścia problematycznych kwestii i skupienia się na niezwykle potrzebnych obu państwom wzajemnych ustępstwach. Podczas drugiej kadencji Obamy polityka zagraniczna USA w stosunku do Rosji będzie prawdopodobnie utrzymana w duchu poszukiwania kompromisów i prób włączenia Rosji w system amerykańskich sojuszy, mający na celu ograniczanie strategicznego zagrożenia ze strony rosnących w siłę Chin. W tym kontekście można oczekiwać kolejnych gestów dobrej woli, konsekwentnego wycofania się USA z Europy i ostrożniej polityki na obszarze uznawanym przez Rosję za strefę swoich priorytetowych interesów. W kontekście polityki zagranicznej USA, rosyjscy politycy i stratedzy mogą więc spać spokojnie - przez najbliższe cztery lata ze strony Ameryki trudno oczekiwać gestów czy kroków naruszających rosyjskie interesy. Polityka wewnętrza Obamy może złamać Rosji kręgosłup Tym niemniej, polityka Obamy niesie dla Rosji trudne do dostrzeżenia na pierwszy rzut oka, ale ogromne w swej istocie zagrożenia. Mają one niestandardowy z punktu widzenia tradycyjnego rachunku sił charakter i są związane z realiami stosunków międzynarodowych w dzisiejszym, pełnym wzajemnych zależności globalnym świecie. Potencjalne zagrożenia dla Rosji płyną nie z wrogich założeń polityki zagranicznej ale z charakteru polityki prowadzonej przez Obamę wewnątrz USA. Należy liczyć się z faktem, iż w dzisiejszym globalnym świecie, dynamika gospodarki USA w istotny sposób wpływa nie tylko na położenie samych Amerykanów, ale także kształtuje sytuację poza granicami tego państwa i ma szerokie konsekwencje dla koniunktury na światowych rynkach. A stan światowej gospodarki ma z kolei fundamentalne znaczenie dla cen na surowce mineralne, od których zależy stan 52 procent budżetu państwowego Federacji Rosyjskiej. Ze względu na istnienie tych współzależności, charakter działających w gospodarce globalnej mechanizmów może sprawić, iż pomimo szczerych intencji prowadzenia wobec Rosji życzliwej polityki, druga kadencja Obamy może okazać się dla Moskwy katastrofą. Rzecz w tym, że Barack Obama realizuje niezwykle ambitną i bardzo kosztowną politykę społeczną, która w istotny i niezwykle negatywny sposób odbija się na stanie amerykańskiej gospodarki. Zdobycie fotela prezydenta USA zawdzięczał on głosom tych, którzy uwierzyli w obietnice przeprowadzenia kapitalnej zmiany w amerykańskim systemie ochrony zdrowia i fundamentalnej rekonstrukcji zasad prowadzenia przez państwo polityki społecznej. Obama obiecał Amerykanom powszechne ubezpieczenia zdrowotne i rewolucyjne z punktu widzenia historii Ameryki zmiany roli państwa w sferze socjalnej. Prowadzona pomimo gigantycznego deficytu i w warunkach kryzysu realizacja tych postulatów wymaga nie tylko bezprecedensowej mobilizacji woli politycznej, ale także kolosalnych środków finansowych. Biorąc pod uwagę odziedziczony po ekipie Busha historycznie katastrofalny stan budżetu państwa, dwie niezwykle kosztowne wojny i szereg rozgrzebanych międzynarodowych inicjatyw, jedynym źródłem środków na reformy było zwiększenie obciążeń podatkowych i presja inflacyjna. Niezależnie od ideologicznie motywowanej celowości i oczekiwanych rezultatów, działania te mają określony wpływ na stan amerykańskiej gospodarki, a co za tym idzie na jakość trendów w gospodarce światowej. Przy kontynuacji prowadzonej przez ostatnie cztery lata polityki rządu federalnego, amerykańskim firmom i gospodarstwom domowym będzie niezwykle trudno wyjść z kryzysu, co może na trwałe ograniczyć wzrost gospodarczy i nadać tempo niekorzystnego cyklu w skali globalnej. A w sytuacji fundamentalnej zależności od ceny surowców, już nie tyle kolejny rok ale miesiąc dekoniunktury oznacza dla Rosji nieuchronne zbliżanie się do stanu niewypłacalności federalnego budżetu, która z kolei, biorąc pod uwagę strukturę (surowcowa deformacja, dominacja państwowych monopoli) i dynamikę (wysoki poziom transferów i dotacji, zależność od stymulacji przez państwo) rosyjskiej gospodarki może wywołać krach gospodarki, kryzys społeczny i w konsekwencji destabilizację sytuacji politycznej w państwie. USA chcą być "energetycznie niezależne" Wpływ dekoniunktury w USA na spadek cen na ropę i gaz może pogłębić się w związku z polityką nowej - starej administracji. Świętując porażkę sceptycznie nastawionych wobec Rosji republikanów, stratedzy na Kremlu powinni się uważniej wczytać w program wyborczy demokratów i wsłuchać w deklaracje Baracka Obamy. Warto zwrócić uwagę, iż w perspektywie dziesięciu lat obiecał on Amerykanom nie mniej ni więcej, tylko energetyczną niezależność. Warto podkreślić, iż zależność amerykańskiej gospodarki od importu ropy z krajów niestabilnych politycznie i sceptycznie lub wrogo nastawionych do polityki USA jest postrzegana w Waszyngtonie nie tylko w kategorii ryzyka ekonomicznego, ale także poważnego zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Stąd szereg działań na rzecz przecięcia energetycznej pępowiny między USA i Zatoką Perską czy Wenezuelą i nacisk na wcielenie w życie projektów samodzielnego zwiększenia wydobycia i rozwoju źródeł alternatywnych. W kontekście masowego zwiększenia inwestycji w sektor badań i polityczne poparcie dla wcielenia w życie nowych technologii, spektakularny sukces eksploatacji gazu z łupków może zostać powtórzony w sferze wydobycia i dostarczenia na rynek "alternatywnej" ropy. W tym wypadku USA znika ze światowego rynku jako importer czarnego złota i cała skierowana dziś do tego kraju produkcja będzie musiała znaleźć sobie inne rynki zbytu, co oznacza skokowy i długotrwały spadek ceny. A to z kolei oznaczać może katastrofę budżetową Federacji Rosyjskiej i podobnie jak w schyłkowym okresie istnienia ZSRR stanowić mechanizm spustowy dezintegracji państwa. W tym kontekście, warto zwrócić uwagę, iż uczestnictwo w światowej wymianie handlowej niesie dla Rosji szereg możliwości, jednak ostatecznie likwiduje efekt politycznej autonomii, z którego dzięki kompletnej izolacji od otaczającego świata korzystali przywódcy ZSRR. Obecnie, zjawiska polityczne i społeczne wewnątrz Rosji, w bezprecedensowym dla historii tego kraju stopniu zależą od dynamiki na arenie światowej. A USA są w tym klubie graczem wagi ciężkiej, i każdy problem wewnętrzny tego kraju, prędzej czy później odbija się czkawką całemu światu. Czkawka jest tym silniejsza, im dłużej i bardziej intensywnie dane państwo utrzymywało się w stanie, który ekonomiści określają jako nieproporcjonalne uzależnienie od dochodu z eksportu surowców energetycznych, a mówiąc wprost, w stanie naftowego ciągu. W przypadku długotrwałego i silnego uzależnienia, dawno zdiagnozowanego wobec współczesnej Rosji, w momencie odstawienia może on zakończyć się budżetowym delirium i przebudzeniem w zupełnie nowej terytorialnej rzeczywistości. Jakub Korejba ----- Autor jest publicystą "Nowej Europy Wschodniej" i doktorantem Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych.