"Konwój generała (Babacara) Gaye'a został zaatakowany wczoraj przez czołgi armii" prezydenta Baszara el-Asada, "na szczęście nie było ofiar" - poinformował Ban Ki Mun. Tylko dzięki pojazdom opancerzonym obserwatorzy ONZ, którzy byli celem ataku, zdołali wyjść z niego cało - wyjaśnia agencja Reutera. Sekretarz generalny ONZ przypomniał też, że rząd w Damaszku był niedawno ponownie wezwany do zaprzestania używania broni ciężkiej przeciw ludności cywilnej oraz zademonstrowania woli przestrzegania zobowiązań dotyczących rezygnacji z przemocy. Mimo to reżim "posunął się dalej, atakując gęsto zaludnione okolice za pomocą samolotów i śmigłowców bojowych" - dodał Ban. "Nasiliły się też ataki zbrojnej opozycji" - powiedział szef ONZ, podkreślając niepokój o losy całego regionu, ponieważ jeśli dojdzie w Syrii do wojny domowej na pełną skalę, zagrozi to również sąsiednim krajom: Turcji, Irakowi, Libanowi, Jordanowi i Izraelowi. Damaszek przyznał niedawno, iż posiada broń chemiczną, deklarując zarazem, że nie wykorzysta jej przeciw własnym obywatelom, a jedynie w przypadku agresji z zewnątrz - przypomina AP. Ban powiedział w poniedziałek z naciskiem: "Używanie takiej broni jest zakazane prawem międzynarodowym. Jakiekolwiek jej wykorzystanie byłoby straszliwą zbrodnią i powodem do kolosalnego niepokoju całej społeczności międzynarodowej". Rada Bezpieczeństwa ONZ znalazła się jednak w impasie i nie jest w stanie obłożyć sankcjami rządu Asada, ponieważ Chiny i Rosja blokują wszelkie próby wywarcia presji na syryjski reżim. Wobec niemocy Rady Bezpieczeństwa Arabia Saudyjska przedstawiła Zgromadzeniu Ogólnemu ONZ propozycję rezolucji domagającej się położenia kresu przemocy w Syrii i wsparcia dialogu politycznego oraz pokojowego przekazania władzy w tym kraju, a także zabezpieczenia arsenału broni chemicznej. Rezolucje Zgromadzenia Ogólnego nie mogą być jednak wprowadzane w życie przy wykorzystaniu sankcji bądź interwencji zbrojnej - wyjaśnia AP. Tymczasem w Syrii toczy się krwawa bitwa o gospodarczą stolicę kraju Aleppo (Halab), położone 50 km od granicy z Turcją. Z miasta od początku ofensywy wojsk rządowych przypuszczonej w sobotę nad ranem uciekło około 200 tys. osób. Ankara rozmieszcza na granicy z Syrią dodatkowe oddziały wojska i wyrzutnie pocisków rakietowych oraz wysyła tam czołgi i pojazdy opancerzone. W ciągu trwającego 17 miesięcy powstania przeciw Asadowi do Turcji uciekło około 44 tys. syryjskich uchodźców, na co Grecja - główny punkt przerzutowy nielegalnych imigrantów zmierzających do UE - zareagowała w poniedziałek czterokrotnym wzmocnieniem straży granicznych. Jordan przyjął około 142 tys. uciekinierów z Syrii, a w niedzielę otworzył pierwszy oficjalny obóz dla syryjskich uchodźców. Według ministerstwa spraw zagranicznych Jordanu do kraju przybywa dziennie blisko 2 tys. Syryjczyków - podaje amerykańska Rada Stosunków międzynarodowych (CFR). Według syryjskiego dziennika "Al-Watan" Teheran w odpowiedzi na umacnianie przez Ankarę granicy z Syrią ostrzegł, że odpowie "z siłą" na jakikolwiek atak sił tureckich na terytorium Syrii, która jest najważniejszym sojusznikiem Iranu. 26 lipca premier Turcji Recep Tayyip Erdogan oskarżył Damaszek o "powierzenie" północnych regionów kraju Partii Pracujących Kurdystanu i ostrzegł, że Ankara rezerwuje sobie prawo do ścigania tureckich rebeliantów kurdyjskich na terytorium Syrii. Według anonimowego arabskiego dyplomaty, cytowanego przez AFP, komunikat Teheranu jest "oczywistą odpowiedzią na ostatnie groźby tureckiego premiera". W sobotę przywódca Narodowej Rady Syryjskiej (NRS) Abdel Basset Sajda wezwał "bratnie" i "zaprzyjaźnione" kraje do zbrojenia syryjskich powstańców, by mogli przeciwstawić się armii prezydenta Baszara el-Asada.