Tygrysy bengalskie wędrują po rozległych lasach namorzynowych w najbardziej wysuniętej na wschód części indyjskiego Sundarbanu. Ich dawne tereny łowieckie zniknęły już w delcie utworzonej przy ujściu trzech rzek do Zatoki Bengalskiej. Koty wybierają życie blisko osad ludzkich i zwierząt gospodarskich, bo to dla nich źródło pokarmu. Z kolei człowiek przenosi się coraz dalej w głąb puszczy, w poszukiwaniu terenów nadających się do uprawy. To potęguje problemy. Tygrys jest bowiem zwierzęciem wykazującym wysoką agresję terytorialną. Nawet mała populacja potrzebuje do codziennego funkcjonowania ogromnych obszarów. Rozbudowa osadnictwa zabiera tygrysom miejsce do życia. Przebieg tragedii jest zazwyczaj podobny. Mizanur, Ratan i Abu Musa z wioski Koikhali łowili kraby. Z połowu do domu wrócił tylko ostatni. Mężczyźni zostali zaatakowani przez tygrysa, który dwóch z nich poważnie ranił i wciągnął do dżungli. Paresh Mondol również wybrał się na poszukiwanie krabów. Tygrys wskoczył do jego łodzi i zabił go. Babu Raptan wyruszył na ryby z kilkoma kompanami. Połów został przerwany przez tygrysa, który zaatakował jednego z rybaków. Babu próbował uratować towarzysza, ale przypłacił bohaterski czyn własnym życiem. Kilka lat temu mężczyzna przeniósł się do Bombaju, jednak w ubiegłym roku lockdown zmusił miliony takich ludzi jak on do powrotu w rodzinne strony. Tygrysy zasmakowały w ludzkim mięsie Region Sundarban obejmuje największe na świecie lasy namorzynowe o powierzchni ok. 10 tys. km kw., położone na granicy Bangladeszu, w delcie Gangesu, przy ujściach Gangesu, Brahmaputry i Meghny do Zatoki Bengalskiej. Możliwości zarabiania są tu skromne. Większość osad ludzkich nie ma dostępu do bieżącej wody, elektryczności ani innych udogodnień. Mieszkańcy zajmują się łowiectwem lub zbierają miód dzikich pszczół, ale z roku na rok jest go coraz mniej. Zmiany klimatyczne wpływają na proces zapylania. Rolnicy są więc zmuszeni do łapania krabów w głównych obszarach rezerwatu tygrysów. - Nie tylko wielokrotnie ostrzegaliśmy rybaków, aby nie wchodzili na ten teren, ale i nałożyliśmy na nich grzywny, a nawet tymczasowo zajęliśmy ich łodzie za wpływanie tam bez pozwolenia. Mimo to wciąż wielu naraża się na niebezpieczeństwo - mówi Tapas Das, dyrektor rezerwatu. Tygrys bengalski jest po syberyjskim największym z obecnie żyjących tygrysów i jednym z najgroźniejszych drapieżników. Potrafi upolować stworzenie o wiele większe i cięższe od siebie. I w przeciwieństwie do gatunku z Syberii nie ogranicza się do polowań na zwierzynę. Przyczyny częstych ataków na ludzi specjaliści dopatrują się m.in. w pitej przez zwierzęta wodzie, której wysokie zasolenie ma prowadzić do zaburzeń psychicznych. Uważa się też, że tygrysy zasmakowały w ludzkim mięsie. Łatwy cel Gdy w 2007 r. cyklon Sidr spustoszył Bangladesz, po kataklizmie do delty spłynęły setki zwłok. Kolejnym argumentem jest ograniczona liczba innych potencjalnych ofiar. Człowiek to łatwy cel. Nie biega i nie pływa na tyle szybko, by uciec. A tygrysy zazwyczaj atakują od tyłu, dlatego rybacy i zbieracze miodu z Sundarbanu zakładają maski z wizerunkiem twarzy z tyłu głowy. Koty na widok oczu ponoć rezygnują z polowania. Innym sposobem na zniechęcenie tygrysów do ataku na tamtejsze wioski był montaż prostych ogrodzeń elektrycznych. Ale zdawało to egzamin jedynie na początku. Kobiety, których mężowie zginęli w wyniku ataku tygrysów, są nazywane tygrysimi wdowami. Mówi się, że zaatakowana osoba wywołała gniew Bonbibi, lokalnego bóstwa, opiekuńczego ducha lasu. Wierzą w niego hindusi i muzułmanie. Islam wprawdzie zabrania oddawania czci bożkom, jednak w tym regionie religia przybiera koloryt lokalny. Bonbibi ma swoje świątynie w lesie, czyli miejscu świętym. Puszcza daje życie i je odbiera, więc to w niej najbardziej potrzebna jest łaska opatrzności. Tym bardziej że czaić się tam może Dakshin Rai, demon lasu i władca Sundarbanu, który potrafi się wcielić w tygrysa. Wdowy są czasami określane jako swami-khego, te, które jedzą własnych mężów. W konsekwencji kobiety nie tylko są skazane na samotne życie, ale i stają się ofiarami ostracyzmu. W dodatku prawo Bengalu Zachodniego im nie pomaga. Ubezpieczenie na życie ma zastosowanie wyłącznie na regulowanych obszarach połowów w strefach buforowych, a nie na głównych obszarach Parku Narodowego Sundarban i rezerwatu tygrysów. W praktyce rzadko otrzymują odszkodowanie, gdyż wszelkie działania kłusownicze opłacają się właśnie na tych najniebezpieczniejszych terenach. W strefach buforowych potrzebna jest licencja, na którą większości rybaków nie stać. Liczba ofiar rośnie Od marca 2020 r. w atakach tygrysów zginęło 20 rybaków, dwóch więcej niż w 2019 r. Nikt jednak nie wierzy w oficjalne dane. Rzeczywista liczba jest najprawdopodobniej o wiele większa. Ale w starciach między ludźmi a tygrysami pokrzywdzonymi nie są zawsze ci pierwsi. W 2020 r. urzędnicy Departamentu Leśnego w Sundarbanie oświadczyli, że w ostatnich 20 latach zginęło 38 tygrysów. Spośród nich 10 zostało zabitych przez kłusowników, a 14 zlinczowanych przez tłum, gdy wtargnęły do ludzkich siedzib. Mimo to w maju 2020 r. przedstawiciel Departamentu Leśnictwa Państwowego poinformował, że liczba tygrysów w rezerwacie zwiększyła się z 88 do 96. Departament ustalił to na podstawie spisu prowadzonego od listopada 2019 r. do stycznia 2020 r. Te dane również są kwestionowane. Uważa się, że tygrysów jest mniej. Indyjska część Sundarbanu składa się ze 102 wysp, z których 54 są zamieszkane przez cztery mln osób. To statystyka, która gwałtownie się zmienia. Dziesiątki tysięcy ludzi już straciło domy. Każdego roku ok. 160 tys. mieszkańców 43 wiosek na wyspie Sagar staje przed coraz trudniejszymi wyzwaniami w walce z podnoszącym się poziomem wód. Pięć lat temu przypływ pokonał wysokie, błotniste wały po wschodniej stronie wyspy, niszcząc wiele domów i uniemożliwiając użytkowanie gruntów rolnych z powodu dużego zasolenia. Miejsce "światowego dziedzictwa w zagrożeniu" Przez wieki Sundarban był tworzony przez przypływy. Wyspy w naturalnym rytmie znikały pod wodą i ponownie się pojawiały. Jednak w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci wahania stały się bardziej nieprzewidywalne, a tempo erozji uznano za jedno z najwyższych na świecie. Mieszkańcy nie poddają się, próbując dostosować rytm życia do nowej rzeczywistości. Na wyspie Ghoramara utracono niemal połowę powierzchni lądu. Tysiące ludzi musiało się przesiedlić. Część została, bo nie stać ich na to, by porzucić cały dobytek i zaczynać wszystko od nowa. Co jednak zrobią, gdy zasolenie gleby uniemożliwi uprawę? Do długiej listy problemów trzeba dopisać również zagrożenie cyklonami. Po Sidrze zaatakował cyklon Aila, który w 2009 r. pozostawił milion osób bez dachu nad głową. W 2019 r. regionem wstrząsnął Fani, a rok później Amphan - najsilniejszy w zarejestrowanej historii Zatoki Bengalskiej. Sundarban to jedna z ostatnich enklaw dzikiej przyrody na świecie. Drzewa mangrowe zatrzymują kilka razy więcej dwutlenku węgla niż te rosnące w lasach deszczowych. Ganges spływa tu aż z Himalajów, łącząc się z innymi świętymi rzekami Indii. Po rezerwacie można się poruszać tylko drogą wodną. Na horyzoncie rysuje się już jednak zagrożenie ze strony cywilizacji. Bliskość Kalkuty powoduje stały napływ turystów. Region staje się też polem pod kolejne inwestycje. Łodzie są zastępowane promami, a polne drogi asfaltem. 14 km na północ od lasów namorzynowych budowana jest 1320-megawatowa elektrownia węglowa, największa w kraju. Istnieje poważne zagrożenie, że zmieni krytyczny bilans wodny, zanieczyszczając otaczającą wodę i powietrze. Rząd Bangladeszu zapewnia, że będzie importował wysokiej jakości węgiel. W trakcie budowy mają zostać wykorzystane najnowocześniejsze technologie, aby zminimalizować wpływ na Sundarban. W latach 2013 i 2016 przeciwko pomysłowi budowy elektrowni protestowało ponad 20 tys. ludzi. UNESCO określiło Sundarban jako miejsce "światowego dziedzictwa w zagrożeniu". Nie przekonało to rządu do rezygnacji z projektu. Machina jest już nie do zatrzymania. Paweł Drąg